Byli ordynariusze diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej kard. Kazimierz Nycz i abp. Marian Gołębiewski zeznali w piątek przed sądem w Koszalinie, że nie mieli informacji o pedofilskich skłonnościach księdza Zbigniew R. z Kołobrzegu.
Obaj hierarchowie zostali przesłuchani w cywilnym procesie o zadośćuczynienie za molestowanie przez księdza.
Sprawę diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, parafii pw. Św. Wojciecha w Kołobrzegu i jej byłemu proboszczowi Zbigniewowi R. wytoczył molestowany przez niego w dzieciństwie Marcin K. Mężczyzna domaga się od pozwanych solidarnie 200 tys. zł i przeprosin na łamach "Newsweeka", "Polityki" i "Gazety Wyborczej".
Do molestowania seksualnego przez kapłana dochodziło w latach 1999-2001. Za te czyny Zbigniew R. został w 2012 r. skazany na 2 lata więzienia. Karę zaczął odbywać w listopadzie 2013 r. W czerwcu br. został w związku z tą sprawą wydalony ze stanu kapłańskiego.
Metropolita warszawski Kardynał Nycz był biskupem koszalińsko-kołobrzeskim w latach 2004-2007. Podczas piątkowego przesłuchania powiedział, że w czasie pełnienia funkcji w Koszalinie nie miał żadnych wiadomości o skłonnościach pedofilskich księdza R., nikt nie rozmawiał z nim na ten temat, nie informowali go też współpracownicy z kurii.
Kard. Nycz zeznał, że w czasie kiedy przestępstwo miało miejsce, a więc w latach 2000-2001, był on biskupem pomocniczym w Krakowie i – jak powiedział – „niczego o sprawie nie mógł wiedzieć i nie wiedział”. Biskupem koszalińsko-kołobrzeskim był od sierpnia 2004 do roku 2007 i w tym okresie nie miał żadnych wiadomości o zachowaniach pedofilnych ks. Zbigniewa R. Natomiast po roku 2009 nabył pośrednio wiedzę o sprawie z prasy oraz z relacji bp. Edwarda Dajczaka na zebraniach Episkopatu Polski. –
- Ks. R. pamiętam jako jednego z proboszczów w Kołobrzegu, proboszcza, który budował wówczas kościół św. Wojciecha. Moje kontakty z parafią były takie, jak z każdą inną parafią diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej. Do mnie żadne wiadomości na temat skłonności czy czynów ks. R. nie docierały w tamtym czasie – zeznał kard. Nycz.
Nie posiadam wiedzy, aby ktokolwiek informował diecezję o przypadkach niewłaściwego postępowania ks. R wobec osób małoletnich. – Jestem pewny, że ze mną nikt na ten temat nie rozmawiał. Nie mam także wiedzy pośredniej, którą mógłbym uzyskać od kogoś z moich współpracowników – dodał.
Na pytania czy kuria prowadzi dokumentację dotyczącą przebiegu drogi kapłańskiej poszczególnych księży Kardynał odpowiedział, że każdy ksiądz, w każdej diecezji, ma swoją dokumentację od chwili wstąpienia do seminarium aż do śmierci, po czym teczka z jego dokumentacją trafia do archiwum danej diecezji.
Obejmując diecezję koszalińsko-kołobrzeską kard. Nycz nie zapoznał się z teczką personalną ks. R. – Nie zapoznałem się dlatego, że najważniejsze sprawy personalne, duszpasterskie i materialne są przekazywane przez poprzednika. Natomiast w sytuacji, kiedy w diecezji jest 500 księży czy 2 tys. jak np. w Krakowie nie ma fizycznie takiej możliwości, żeby zapoznawać się dokumentacją księży, chyba, że jakaś konkretna sprawa naprowadza na sprawdzenie dokumentacji, ale wówczas nie otrzymałem takich sygnałów, toteż nie zaglądałem – przyznał Kardynał.
Kard. Nycz nie pamiętał, w którym roku został proboszczem ks. R. - W sierpniu 2004 r. gdy przyszedłem do diecezji, on już był proboszczem budującym kościół – zeznał. W odpowiedzi na jedno z pytań przyznał, że nie prowadził nigdy, w żadnej diecezji, analizy jak często dany ksiądz jest przenoszony z parafii na parafię. Ksiądz z Kołobrzegu był wówczas relatywnie młodym proboszczem, miał już wtedy zaawansowaną budowę kościoła więc kardynałowi „nie przyszło do głowy”, żeby sprawdzać, czy był już wcześniej proboszczem. Kard. Nycz nie pamiętał też kto z księży był wikarym w czasie, gdy proboszczem był ks. R.
Ogólna opinia o ks. R w 2004 r. kiedy przyszedłem do diecezji była generalnie pozytywna dla niego. Budowa kościoła - w moim odczuciu i w odczuciu wiernych – szła dobrze. Na poziomie dekanatu opinia innych księży o tym proboszczu była pozytywna.
Gdy kard. Nycz był biskupem koszalińsko-kołobrzeskim ks. Zbigniew R. nie był karany, żadną karą kościelną, bo wtedy – jak powiedział metropolita - nie było ku temu żadnych podstaw. W tym okresie w diecezji nie było też przypadku spraw innych duchownych o molestowanie seksualne małoletnich, które zakończyłyby się rozstrzygnięciem czy to na poziomie sądu kościelnego, tak jak to przewiduje Stolica Apostolska, czy też na poziomie sądu powszechnego. – Jeżeli były zgłoszenia, to zawsze sprawdzaliśmy z największą troską rzetelność doniesienia. Nigdy tego nie bagatelizowałem. Uważam, że z punktu widzenia bezpieczeństwa w tej wielkiej tragedii jaką jest pedofilia nie można być pobłażliwym w tych sprawach – mówił kardynał przed sądem. - Za moich czasów ks. R nie był odsunięty od zajęć z dziećmi. – Pewnie gdybym wiedział i znał sprawę tę z 2000 r. to bym to zrobił – dodał.
Kard. Nycza pytano również, w jaki sposób jest egzekwowane od duchownych zobowiązanie do zachowania „wieczystej wstrzemięźliwości”. – Kapłani są zobowiązani do zachowania celibatu i jeśli mam jako biskup uzasadniony przykład życia wbrew tej zasadzie celibatu i czystości, niezależnie od tego, czy jest to związek z kobietą czy homoseksualny, wtedy następuje upomnienie i – w ostatecznym rozrachunku jeśli nie ma poprawy to suspensa, która jest zwyczajną karą w takich wypadkach – podkreślił metropolita warszawski.
Pytany o wiedzę kurii na temat okoliczności podejmowania aktów seksualnych przez ks. R kard. Nycz zeznał, że „jeżeli czasem dochodziły do kurii jakieś głosy na jego temat, to były to głosy o skłonnościach homoseksualnych tego księdza”. Zawsze stosowałem w takich wypadkach zasadę, że „muszę mieć pewność”. Sama skłonność nie jest grzechem, natomiast zawsze interweniowałem wtedy, kiedy następowało zrealizowanie tej skłonności w życiu – mówił kard. Nycz. - W przypadku ks. R. takiej wiedzy wtedy nie miałem i takiej decyzji nie mogłem podejmować – zaznaczył.
Kardynał przyznał, że pod koniec jego posługi w diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej do kurii docierały wątpliwości dotyczące skłonności homoseksualnych ks. R. - Nigdy, za moich czasów, nie miałem żadnego dowodu, jakoby był on czynnym homoseksualistą. Muszę się opierać na faktach a nie na takich czy innych opiniach. Zdaniem kard. Nycza, gdyby biskup kierował „ulotnymi opiniami”, gdy nie ma „twardych dowodów” mógłby narobić wiele szkód.
Kardynała pytano również o to, czy według Kodeksu Prawa Kanonicznego biskup posiada władzę sądowniczą, wykonawczą i ustawodawczą w diecezji, kto powołuje proboszcza i czy kandydat na proboszcza musi odznaczać się jakimś specjalnymi cechami.
Abp. Marian Gołębiewski (obecnie senior archidiecezji wrocławskiej) diecezją koszalińsko-kołobrzeską kierował w latach 1996-2004. Jak zeznał w piątek to on ustanowił Zbigniewa R. proboszczem nowej parafii pw. św. Wojciecha w Kołobrzegu, bo słyszał, że jest dobrym organizatorem. Było to w roku 1998.
Mówił, że jakieś 2,3 lata później dotarły do niego informacje - jak powiedział - chyba od księży o homoseksualnych skłonnościach Zbigniewa R. Biskup wysłał mu wówczas upomnienie kanoniczne i sprawa się uciszyła. O pedofilskich skłonnościach księdza R. informacje do kurii nie docierały - zeznał abp. Gołębiewski.
Proces z powództwa Marcina K. toczy się od czerwca br. przed Sądem Okręgowym w Koszalinie. Powód jest wspomagany pro bono przez Helsińską Fundację Praw Człowieka.
Pozew został oparty na artykułach 23, 24, 416 i 430 kodeksu cywilnego. Dwa pierwsze przepisy mówią o ochronie dóbr osobistych. Dwa kolejne dotyczą obowiązku naprawienia szkody przez osobę prawną - w tym przypadku diecezję i parafię - wyrządzoną z winy jej organu oraz odpowiedzialności za szkodę wyrządzoną prze podlegającego kierownictwu przy wykonywaniu powierzonej czynności.
Pełnomocnicy diecezji i parafii kwestionują zasadność powództwa w całości. Jak mówił dziennikarzom mec. Krzysztof Wyrwa "na gruncie obowiązującego prawa brak jest jakichkolwiek podstaw do przenoszenia na diecezję i parafię odpowiedzialności za czyn, którego dopuściła się inna osoba".
Natomiast pełnomocnik Zbigniewa R. uznał roszczenia Marcina K., ale jedynie do wysokości 2 tys. zł, gdyż tylko na takie zadośćuczynienie stać jego klienta, obywającego od listopada 2013 r. karę 2 lat więzienia.
Wytoczony diecezji, parafii i byłemu kapłanowi Zbigniewowi R. przez Marcina K. proces ma charakter precedensowy. Sprawa będzie kontynuowana w listopadzie.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.