Papież uważa że warto. Przynajmniej jeśli chodzi o przekonywanie do swoich racji samego Boga.
Nie ma sensu, żebym to czytelnikom streszczał. Dziennikarska relacja z wczorajszej Mszy w Domu świętej Marty nie jest długa, a nie chciałbym niczego tu spłycić. A czyta się ją z coraz bardziej rosnącym sercem. Tak, tak, to jest to, o co w modlitwie chodzi! – chciałoby się zawołać.
Pomyślałem sobie jednak też o innych rozmowach. Tych naszych, międzyludzkich. Czy skoro nawet z Bogiem można się targować, można przekonywać Go do swoich racji, przypominać Mu Jego obietnice, a Bóg czasem nawet ustępuje, to czy podobne stawianie sprawy w rozmowie z drugim człowiekiem jest niestosowne?
Nie chcę oczywiście generalizować. Na pewno wielu ludzi potrafi z bliźnimi rozmawiać. Z całą pewnością jednak część naszych rozmów, także tych na linii publicysta – czytelnik, wygląda zupełnie inaczej. To wieczne stawianie siebie w pozycji lepiej wiedzącego, którego powołaniem jest oceniać i prostować poglądy rozmówcy. I nie chodzi nawet o to przeświadczenie, że wiem lepiej. Przecież to prawda, wiem lepiej ;). Tyle że nawet jeśli tak jest, wcale nie muszę w rozmowie z inaczej myślącym zaraz stawać „nad nim”. Jak rodzic czy nauczyciel nauczania początkowego zdenerwowany pomysłami niesfornego dzieciaka.
W analizie transakcyjnej nazywa się to uczenie „relacją pochyłą” (rodzic jest wyższy od dziecka, patrzy na niego z góry, stąd nazwa). Co z tego? Ano relacje pochyłe wcześniej czy później prowadzą do „relacji skrzyżowanych”. Czyli konfliktu. Gdy mój rozmówca, na którego patrzę z góry tak samo spojrzy na mnie, będziemy się kłócić.
Niebawem kolejna rocznica katastrofy smoleńskiej. Na dodatek rozpoczyna się ciąg wyborczych kampanii. Znów będziemy świadkami słownych jatek. I pewnie część z nas będzie w nich nawet uczestniczyć. Nie wierzę, że jakimiś apelami dałoby się tego uniknąć. Pomyślałem sobie jednak, że może choćby w sprawach mniej drażliwych dałoby się jednak dokładniej słuchać, co mój rozmówca ma do powiedzenia? Zakładanie że wiem to po pierwszym zdaniu jego wypowiedzi albo zanim w ogóle otworzy usta to poważny błąd. Podobnie jak łatwe szufladkowanie. Przecież np. jeśli ktoś mówi, że nie smakowała mu dzisiejsza zupa w stołówce to nie znaczy, że nie smakuje nigdy żadna. Ani tym bardziej że ma na pieńku z kucharzem.
Warto rozmawiać, naprawdę. Rozmawiać, a nie stawać na ambonie jedynie słusznych poglądów.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.