Anna Ceglarska na pytanie, jakie będzie to Boże Narodzenie, odpowiada – darowane. Wie, co mówi. Gdyby nie Matka Boża Kębelska, mogłaby tych świąt nie doczekać.
– Pojechałam do Wąwolnicy, jak wiele razy wcześniej. Bardzo chciałam porozmawiać z księdzem Janem Pęziołem, wieloletnim kustoszem sanktuarium. Chciałam pójść do niego do spowiedzi, zanim poddam się operacji. Akurat odprawiał Mszę świętą. Po jej zakończeniu podeszłam do niego, opowiedziałam, w jakiej jestem sytuacji. Pobłogosławił mnie i powiedział, że będzie się za mnie modlił. Cała moja rodzina, przyjaciele też modlili się o moje zdrowie u Maryi Kębelskiej – opowiada.
Najlepszy dzień na operację
Czekając na operację, Anna była niemal nieobecna. Lekarze zdecydowali, że usuną jej chore narządy. – W tym czasie odbierałam wiele telefonów od rodziny i znajomych. Każdy starał się mnie jakoś pocieszyć. Niektórzy łagodnie, inni stanowczo, jakby chcieli mną potrząsnąć. Mówili, że mam nie marudzić, poddać się operacji, potem chemii i walczyć o życie, bo mam dla kogo. Gdy zaczęły mnie odwiedzać dalekie kuzynki, pomyślałam, że chyba będę umierać i wszyscy chcą się ze mną pożegnać. Jednocześnie cały czas miałam przy sobie różaniec, który odmawiałam, i obrazek Matki Bożej Kębelskiej. W Niej pokładałam nadzieję, ale po ludzku zaczęłam porządkować różne swoje sprawy. Nie wiedziałam, czy przeżyję operację – mówi Anna.
Termin zabiegu wyznaczono na 13 sierpnia. Niektórzy pytali Annę, czy nie boi się takiej pechowej daty. Ona odpowiadała, że 13. to dzień fatimski, więc jeśli ma być operowana, to to jest najlepsza z możliwych dat. Dzień wcześniej zgłosiła się do szpitala. –Po przeprowadzonych badaniach lekarz powiedział mi, że gdybym chciała pójść na Mszę św., to o 15 jest w szpitalnej kaplicy. Poszłam. Eucharystię sprawował ojciec kapucyn. Na Mszy było wielu chorych, ale ja musiałam dalej jakoś strasznie wyglądać, bo ksiądz podszedł do mnie i zapytał, co się dzieje i jak się nazywam. Obiecał mi modlitwę. Na drugi dzień o 6.00 rano obudzono mnie, by wykonać jeszcze jakieś badania. Oddział jeszcze spał. Nagle słyszę głos tego kapucyna z kaplicy, który na całe gardło pyta: „Gdzie jest Anna?”. Przyniósł mi Komunię św. Gdy ją przyjęłam, poczułam się bezpieczniejsza – wspomina.
Czas się zatrzymał
Operacja trwała dwie godziny. Z operowanego narządu pobrano do badania próbki, by sprawdzić, jakie spustoszenia zrobił nowotwór i jaką chemią go leczyć. Trzeba było czekać na wyniki. – Na szóstą dobę wypisano mnie do domu. Miałam czekać na telefon ze szpitala. Strasznie długo to trwało. W końcu sama zadzwoniłam zapytać, czy coś wiadomo, ale lekarz powiedział, że nie ma jeszcze jednoznacznych wyników. Pomyślałam, że musi być bardzo źle, skoro tak długo to trwa, a lekarz przez telefon nie chce mi powiedzieć prawdy. Miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. W końcu zadzwoniła moja komórka. Kiedy zobaczyłam, że to ze szpitala, tak drżały mi ręce, że nie mogłam odebrać telefonu. Cała rodzina przybiegła do pokoju i stanęła przy mnie. Napięcie było tak wielkie, że niemal namacalne.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.