Kościół w Kolumbii włączył się w negocjacje w sprawie konfliktu między władzami a mieszkańcami regionu Catatumbo, graniczącego z Wenezuelą.
Chodzi o rządową akcję likwidowania nielegalnych upraw koki, co przy okazji ma uderzać w lewacką partyzantkę, która żyje z handlu narkotykami. Przeciwko policyjnym działaniom zbuntowali się miejscowi wieśniacy, dla których takie nielegalne uprawy są jedynym źródłem utrzymania. Trwająca od ponad miesiąca protestacyjna blokada drogowa oraz próby jej przełamania przez siły bezpieczeństwa kosztowały życie czterech osób. W sprawie tej alarmował ostatnio u władz kolumbijski episkopat, apelując o podjęcie dialogu i socjalnych inwestycji.
Ostatecznie na rozmowy z protestującymi wysłano komisję negocjacyjną z wiceministrem pracy José Noé Riosem i miejscowym ordynariuszem bp. Omarem Sánchezem. Ten ostatni cieszy się zaufaniem miejscowej ludności, która żąda utworzenia tam swoistego rezerwatu wiejskiego. Podejrzewa się bowiem, że za akcją policji kryje się rządowy plan wielkich inwestycji rolnych i górniczych, które uderzyłyby w ubogą ludność wiejską. Jak poinformował wiceprezydent Kolumbii Anglino Garzón, celem negocjacji jest „osiągnięcie porozumienia, które zadowoliłoby obie strony”.
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.