Społeczeństwo polskie pędzi dzisiaj na skraj przepaści, a potem, jak już spadnie, to płacze, że poobijało sobie tyłek...
Wracając wczoraj z pracy jak zwykle słuchałem radia. Obok informacji o nieprawdziwych alarmach bombowych, które postawiły na nogi służby w połowie kraju, usłyszałem też audycję o trudnej sytuacji matki samotnie wychowującej dziecko. Kobieta mieszka w Warszawie, pracuje na etacie i kilku umowach-zleceniach, a mimo to nie może sobie pozwolić na mieszkanie z córką, którą wychowują obecnie jej rodzice. Dziewczynka mieszka z dala od matki. Matka mówiła, że jest jej strasznie wstyd z powodu takiej sytuacji. Poza tym czuje ogromny żal... do państwa, że tak słabo dba o pojedynczych rodziców.
Osobiście strasznie mi przykro z powodu sytuacji, w której kobieta nie może mieszkać z własnym dzieckiem. To dramat.
Dramatem jednak jest też to, że społeczeństwo polskie pędzi dzisiaj na skraj przepaści, a potem, jak już spadnie, to płacze, że poobijało sobie tyłek. Z każdej strony słyszymy krytykę Kościoła katolickiego, w tym katolickiego sposobu widzenia małżeństwa jako nierozerwalnego związku mężczyzny i kobiety. W takiej sytuacji, jak opisana w reportażu, należy najpierw zadawać jednak pytanie, gdzie jest ojciec dziecka. Dlaczego zwiał jak ostatni tchórz i zostawił kobietę z córką samą. Oczywiście nie znam szczegółów tej historii poza tymi, które przedstawione zostały w reportażu. Jednak zastanawia mnie prosta kwestia – oto cykl, w jakim się ten reportaż pojawił, nosi tytuł „Matka, Polka, feministka”. O jakim feminizmie my tu mówimy, skoro kobieta ewidentnie cierpi pozostawiona bez opieki. A tymczasem feministki przekonują (w gigantycznym uproszczeniu), że kobieta ma prawo do swobody, w tym swobody seksualnej, do wolnych związków itd.
Jakoś tak dzisiaj się świat układa, że każdy ma jakieś prawa, tylko obowiązków nikt mieć nie chce. Stąd tendencja do zrównania z małżeństwami związków partnerskich, które można dowolnie zawierać i zrywać, jak się komu podoba. Tymczasem przykład kobiety z radiowego reportażu pokazuje, do czego takie myślenie prowadzi. Mężczyzna, który powinien wziąć odpowiedzialność za swoją decyzję i zostać przy swojej wybrance, z nieznanych dla mnie przyczyn wziął nogi za pas i zniknął. Poczucia odpowiedzialności – za grosz.... W sumie, jak równouprawnienie, to równouprawnienie.
Kościół uczy czegoś zupełnie innego. Tłumaczy, że moja wolność kończy się tam, gdzie mogę naruszyć dobro drugiego człowieka. W tym sensie Kościół ma odpowiedź na wiele pytań i bolączek ludzkich. Uczy, że nie wolno zabijać, kraść, obmawiać, zazdrościć, porzucać żony czy męża itd. Jezus wskazuje drogę do Zbawienia, ale także drogę szczęśliwego życia na tej ziemi. Kierując się nauką Kościoła mamy szansę leczyć się z egoizmu, niegodziwości, zła, które jest w nas w wyniku skażenia grzechem. Dlaczego to jest odrzucane? Nie wiem.
Wystarczyłoby zastosować w praktyce te podpowiedzi, które za pośrednictwem Kościoła otrzymujemy od Chrystusa, a nie byłoby ani porzuconych kobiet, ani dzieci, ani bezmyślnych alarmów bombowych, które mogą narazić na szwank i tak już nadszarpnięte zdrowie pacjentów wielu polskich szpitali.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Boże Narodzenie jest również okazją do ponownego uświadomienia sobie „cudu ludzkiej wolności”.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.