Kolejny biblijny film, który ukazał się w ramach ekskluzywnej kolekcji "Ludzie Boga".
"Patron Kościoła naszych czasów" – m.in. tak określił świętego Józefa błogosławiony Jan Paweł II w adhortacji apostolskiej "Redemptoris Kustos", traktującej o tym patronie oraz jego posłannictwie w życiu Chrystusa i Kościoła.
Dla polskiego papieża był to także "wcielony wzór posłuszeństwa (…) który wyróżnił się wiernym wypełnieniem Bożych przykazań" i jaśniejący prawdziwymi cnotami ewangelicznymi "mąż sprawiedliwy" (pełny tekst adhortacji znajdą Państwo tutaj).
Jest więc Józef jedną z najważniejszych postaci w dziejach Kościoła. Kiedy jednak zajrzeć do Biblii, okazuje się, że nie znajdziemy w Niej ani jednej wypowiedzi świętego. To spory problem dla filmowców, którzy w ramach telewizyjnego cyklu "Przyjaciele Jezusa" postanowili nakręcić obraz poświęcony właśnie jemu.
Scenarzyści zmuszeni byli więc sięgnąć do źródeł apokryficznych i schematów, funkcjonujących w kinie od dekad. Tym sposobem "Św. Józef z Nazaretu" jest filmem, w którym obserwujemy na ekranie zmagania tytułowego bohatera z klasycznym antybohaterem, schwarzcharakterem, którym rzecz jasna jest tutaj Herod. Wcielający się w tę postać Ennio Fantastichini pokazuje pełnię swych aktorskich umiejętności, by w końcowych scenach popaść niemal w szekspirowskie szaleństwo.
Reżyser Raffaele Mertes od lat specjalizuje się w biblijnych fabułach, a że zaczynał jako operator, to też każdy jego film określić można jako ucztę dla oka. "Św. Józef z Nazaretu" także gwarantuje zachwycające pejzaże Ziemi Świętej i piękne, pustynne zdjęcia w sekwencjach ukazujących ucieczkę do Egiptu.
A są tu przecież także pełne dramatyzmu sceny pościgów, gwałtów i rabunków rzymskich legionistów, czy wizyta Józefa w górskim obozowisku jego siostrzeńców, którzy stali się... zbójcami.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.