Dlaczego Zachód wspiera fundamentalistów? Tego tematu maronicki Patriarcha Antiochii, kardynał Béchara Boutros Raï z Libanu nie chciał rozwijać. Ale wsłuchując się w jego słowa podczas warszawskiej konferencji „Chrześcijanie na Bliskim Wschodzie” tę odpowiedź można było usłyszeć.
Bo islam to jedność religii, społeczeństwa i państwa. Coś takiego jak chrześcijanie można ewentualnie tolerować. Ale zawsze będzie zepsutą tkanką na ciele zdrowego społeczeństwa islamu. I tylko w Libanie, gdzie władzę podzielono między przedstawicieli różnych religii, chrześcijanie mają cokolwiek do powiedzenia.
Wyzwania
Chrześcijanom na Bliskim Wschodzie jest trudno. Muszą koegzystować z islamem, w którym coraz większe wpływy zyskują fundamentaliści. A chrześcijanie, choć trwają w swoich środowiskach od dwóch tysięcy lat, postrzegani są jako krzyżowcy, którzy przychodzą ogniem i mieczem zniszczyć wspaniały świat islamu. Przesada? Przecież nie chodzi tylko o amerykańską interwencję w Iraku. Od dziesięcioleci pozostaje nierozwiązany konflikt izraelsko-palestyński i szerzej, izraelsko-arabski. Owszem, rezolucje ONZ – wymysł chrześcijańskiego Zachodu – nakazywały to i owo. Co z tego wynikło? W zasadzie nic. Palestyńczycy dalej walczą o swoją ojczyznę. Wszystkie związane z poprzednimi problemami zawirowania sprawiają, że chrześcijanie na Bliskim Wschodzie nie mają zapewnionego socjalnego bezpieczeństwa. Co ma ich trzymać w ich ojczyznach, skoro w Europie, Australii czy którejś z Ameryk mogą łatwo znaleźć spokojne i dostatnie życie?
A Zachód wcale nie pomaga. Wręcz przeciwnie. Pogarsza sytuację chrześcijan w tym rejonie. W ostatnich latach z Iraku uciekło ich około miliona. Dlaczego? Bo Zachód postanowił wprowadzać tam demokrację na modłę zachodnią. Niewiele zyskał. Spowodował tylko sunnicko-szyicką wojnę, która zaczyna się rozlewać i na inne kraje. Wsparł też rewolucje w Tunezji, Libii i Egipcie. Co to dało? W tym ostatnim kraju do władzy doszli fundamentaliści spod znaku Braci Muzułmanów.
Teraz trwa wojna domowa w Syrii. Wojna, która już dawno powinna się skończyć, bo żadna ze stron nie ma specjalnie szans na zwycięstwo. Więc rozum nakazuje, by siąść do stołu rokowań. Tymczasem wojna trwa. Bierze w niej udział islamska międzynarodówka. Dla której los cywilów, a już zwłaszcza chrześcijan, nie ma znaczenia. W ościennych krajach obozy dla uchodźców pękają w szwach. W czteromilionowym Libanie uchodźców z Syrii jest już ich dobrze ponad milion. Organizacje charytatywne pomagają, ale czy uda się nie dopuścić do destabilizacji i tego kraju i szerzej, całego regionu?
Jeśli Zachód chce chronić chrześcijan na Bliskim Wschodzie, powinien wspierać nie wojnę, ale pokój. Bo chrześcijanie, nawet nie biorąc udziału w walkach, zawsze są ich ofiarami. W Syrii niekończące się walki przy równowadze sił powodują głód, cierpienie i chaos. Sprzyjają też porwaniom dla okupów i gwałtom. Zachód rozważa wsparcie jednej ze stron, inne kraje drugiej. Wszyscy chcą wojny. Jaką wartość będzie miało zwycięstwo tej czy innej strony? Trudno powiedzieć. Ale okazuje się, że los milionów Syryjczyków nie ma znaczenia. Niewinne ofiary dla świata nie mają znaczenia. I nikt z możnych tego świata rozgrywając w tym kraju swoje gierki pytań o niewinne ofiary chyba sobie nie stawia. Bo to nie Nowy Jork, Madryt czy Londyn.
Żeby przekonać muzułmanów do prawdziwego tolerowania religijnej inności, musieliby odkryć wartość jednostki. Człowieka, jego godność, prawa. Niestety, nie nauczą się tego od świata Zachodu. On im pokazuje, że też nie ma tych wartości w poważaniu. Aborcja, eutanazja, stawianie życia żab ponad życie człowieka....
***
Refleksje inspirowane zorganizowaną z inicjatywy kardynała Kazimierza Nycza konferencją „Chrześcijanie na Bliskim Wschodzie, podczas której głos zabrali ks. prof. Józef Naumowicz (UKSW), Michał Murkociński (MSZ), dr Beata Woźniak (UŁ), ks. prof. Krzysztof Kościelniak (UPJPII, UJ), redaktor Grzegorz Polak i kardynał Béchara Boutros Raï, maronicki patriarcha Antiochii.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.