Na Jasną Górę przybyła pielgrzymka tzw. „żołnierzy górników”.
W czasach komunistycznych byli to poborowi uznani przez władze PRL za wrogów ojczyzny. Represjonowanych kierowano do oddziałów roboczych w kopalniach uranu, węgla kamiennego i rud oraz do kamieniołomów.
Szacuje się, że w wyniku niewolniczej pracy ponad tysiąc poborowych zginęło, dziesiątki tysięcy straciło zdrowie i przypłaciło tę służbę przedwczesną śmiercią. Jednak, jak podkreślają „żołnierze-górnicy”, to nie ciężka praca była najtrudniejszym wydarzeniem ich życia, ale odarcie z godności i człowieczeństwa: „To może nie chodzi o to, że to była taka ciężka praca, chociaż ona była ciężką, ale o to, że była to dyskryminacja, upodlenie, ponieważ zaliczono nas do ludzi drugiej kategorii, którzy nie mieli praw”. W latach 1949-1959 do pracy zmuszono ok. 210 tys. żołnierzy-górników.
W spotkaniu na Jasnej Górze udział wzięła niewielka już grupa tych, którzy przeżyli stalinowskie represje. Są szczególnymi świadkami zdarzeń, o których trzeba pamiętać – mówił w kazaniu abp Wacław Depo: „Trzeba nam w poczuciu odpowiedzialności mówić o prawdzie historycznej, aby nie niszczono śladów przeszłości. Ona musi być niczym wyrzut sumienia, albowiem miłość przebacza, ale nie zapomina” – dodał metropolita częstochowski.
Los prześladowanych w czasach komunistycznych nadal jest jedną z nierozliczonych kart historii PRL.
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.