Episkopat opublikował ważny dokument. List pasterski o zagrożeniach wiary. Szczerze mówić trochę już na niego czekałem.
Czy uprawianie sportu może być zagrożeniem duchowym? A czy jest grzechem? Chodzi oczywiście o jakieś wschodnie sztuki walki. Z takim pytaniem dość często spotykamy się w naszym serwisie zapytaj.wiara.pl. Podobnie jak z pokrewnymi, dotyczącymi takiej czy innej metody leczenia, słuchania muzyki mniej czy bardziej „niezgodnej” z nasza wiarą, kupowania towarów firmy, której nazwa czy akcja promocyjna wywołuje skojarzenia z satanizmem, posiadania czegoś co jest albo może być amuletem, czytania książek, w których narracji znajdujemy odwołania do magii. Jak chrześcijanin ma się w tym wszystkim znaleźć?
List, w pierwszej części poświęcony zresztą sektom, nie daje jednoznacznej odpowiedzi co do wszystkich tego typu zjawisk. „Nie chcemy popadać w obsesję zła ani dostrzegać go wszędzie; nie jest też naszym celem określanie jako szatańskie wszystkiego, co wywodzi się spoza kulturowych i religijnych granic chrześcijaństwa” – napisali biskupi. I chwała im za to. Doszukiwanie się zagrożenia duchowego w posiadaniu kolekcji figurek słoni (zwłaszcza jeśli mają trąbę wzniesioną do góry), to już gruba przesada. Podobnie jak doszukiwanie się go w ćwiczeniach gimnastycznych. Faktem jednak jest, że w dzisiejszej kulturze dość powszechne jest zjawisko – nazwijmy to – „rozmiękczania” czy „usypiania” oraz „działania pod płaszczykiem”.
Opowiadanie dzieciom baśni o Kopciuszku, choć występują w niej elementy jak najbardziej magiczne, trudno uznać za grzech i rzeczywiste zagrożenie duchowe. Z drugiej strony baśń ta nie funkcjonuje w próżni. Jest drobnym elementem w mozaice wszechobecności w naszej kulturze magii. Albo takie nazywanie znanej piłkarskiej drużyny „czerwonymi diabłami” (że nie wspomnę o znanej swego czasu powieści dla młodzieży „Przyjaciel wesołego diabła”). Nic takiego, ale przecież jest jakimś bagatelizowaniem wielkiego Przeciwnika człowieka. Wszystko to wzięte razem z innymi jednak osłabia naszą czujność i może sprawić, że zbagatelizujemy także poważne zagrożenie. Tak właśnie działa owo „rozmiękczanie”, „usypianie czujności”.
Podobnie jest z „działaniem pod płaszczykiem”. Kto zaręczy, że kurs dla menagerów nie okaże się zaproszeniem do jakiejś sekty ekonomicznej, lekcje wschodnich sztuk walki nie okażą się faktycznie uczeniem wschodniej filozofii życia, a podczas wykładu na temat medytacji chrześcijańskiej ktoś nie przedstawi czegoś, co jest z naszą wiarą sprzeczne?
„Celem naszym jest wezwanie do ostrożności i roztropności; do odpowiedzi na pytanie, czy zawsze jesteśmy w stanie odróżnić człowieka uczciwego od szarlatana, sport od jego filozoficznego czy religijnego zaplecza” – napisali biskupi dodając jeszcze nieco zgryźliwie, że „niejeden guru czy «cudotwórca», przekonany o własnej wszechmocy, popada w pychę, stając się bardziej z tego powodu narzędziem złego ducha, niż ze względu na wykonywane praktyki”. Widzenie wokół samego zła i zagrożeń to gruba przesada. Ostrożność i roztropność zawsze się przydadzą.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
To nie tylko tradycja, ale przede wszystkim znak Bożej nadziei.
Choć ukraińska młodzież częściej uczestniczy w pogrzebach niż weselach swoich rówieśników...
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).