Kiedyś po wizycie w pewnej parafii, gdzie trochę pomagałem poczułem się jak... długopis. No może nie w ręku Pana Boga, ale w dłoniach Kościoła. Dlaczego?
Jakiś czas temu modne było w pewnych kręgach powiedzenie Matki Teresy z Kalkuty, która mówiła o sobie, że jest „ołówkiem w ręku Boga”. A ja kiedyś po wizycie w pewnej parafii, gdzie trochę pomagałem poczułem się jak... długopis. No może nie w ręku Pana Boga, ale w dłoniach Kościoła. Dlaczego? Bo w dość krótkim czasie złożyłem tam mnóstwo podpisów. A to w zeszytach, poświadczając, że ich właściciele przystąpili do spowiedzi. A to w „indeksach”, potwierdzając, że ktoś był na Mszy św. albo na wielkopostnym nabożeństwie. Oczywiście zdarzyło mi się też podpisywać karteczki ludziom dorosłym. Na przykład kandydatom na rodziców chrzestnych...
Ta kościelna podpisomania rodzi we mnie mieszane uczucia. Drżała mi ręka, gdy małym szkrabom podpisywałem specjalne karneciki związane z praktyką dziewięciu pierwszych piątków. Zadawałem sobie pytanie, czy nawet takie pełne entuzjazmu maluchy trzeba wdrażać do tej całej „katolickiej biurokracji”, jak to określił pewien znajomy proboszcz.
Czy naprawdę musimy mnożyć te zaświadczenia, potwierdzenia, karteczki itp.? A potem się dziwimy i mamy pretensje, że ludzie traktują Kościół, jak jakieś biuro usług różnych połączone z głęboko nieprzyjaznym urzędem.
Naprawdę, chciałby się tak wszystko na wiarę i bez podpisów. Tylko na podstawie zaufania...
Ale sprowadził mnie na ziemię młody świecki katecheta, (jego sukcesów w pracy z młodzieżą, o których słyszałem z najrozmaitszych stron, z pewnością bym bardzo zazdrościł, gdyby zazdrość nie była kompletnie bezsensownym grzechem), mówiąc „Gdyby nie te podpisy, pewnie w ogóle by do spowiedzi nie chodzili. Bo to jednak mobilizuje i przypomina”.
Kościelna podpisomania jest przejawem czegoś o wiele głębszego i szerszego. Jest dowodem, że Kościół ma pełną świadomość słabości swoich członków. Tego, że dobre intencje niejednemu starczają na bardzo krótko. Że zapał wiary prędko się zużywa i przygasa. A skoro tak, to potrzeba jakichś podpórek. Jakichś środków zaradczych, wzmacniających także w tej sferze czysto ludzkiej. Środków całkowicie ludzkich i przyziemnych.
Jak to zwykle bywa, problem leży w proporcjach. Bo jeśli karteczki, zaświadczenia, indeksy i podpisy staną się ważniejsze od działania łaski, jeśli księżowski długopis zacznie uzurpować sobie prawa „długopisu Pana Boga”, to klęska gwarantowana.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Mają być podmiotem, a nie tylko odbiorcą duszpasterstwa rodzin - powiedział papież.
Czy rozwój sztucznej inteligencji może pomóc nam stać się bardziej ludzkimi?
Abp Światosław Szewczuk zauważył, że według ekspertów wojna przeszła na nowy poziom eskalacji.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.