O łzach dziadka, poszukiwaniu drogi, świętych patronach i domu w Asyżu z siostrą Jadwigą Kowalczyk ze Zgromadzenia Sióstr Opieki Społecznej pod wezwaniem. św. Antoniego rozmawia Agnieszka Napiórkowska.
Agnieszka Napiórkowska: Słuchając Siostry, odnoszę wrażenie, że jest Siostra osobą bardzo radosną i szczęśliwą. Nie mylę się, prawda?
s. Jadwiga Kowalczyk: – Tak. Jestem nawet bardzo szczęśliwa. Idę za Jezusem, więc nie może być inaczej. Jego miłość jest uszczęśliwiająca. Od kiedy wstąpiłam do zakonu, nie miałam wątpliwości, że jest to moje powołanie i moje miejsce. Czasem myślę, że mogłam to zrobić wcześniej, a nie dopiero mając 19 lat (śmiech).
Proszę opowiedzieć o swojej drodze powołania. Od dziecka chciała Siostra zostać zakonnicą?
– Skądże. Przez długi czas po głowie chodziło mi małżeństwo. Miałam fajnego chłopaka, z którym planowałam założyć rodzinę. Wątpliwości pojawiły się niedługo po osiemnastce. Razem z bratem i siostrą szłam na dyskotekę. Przechodząc obok kościoła, spojrzałam na oświetlony krzyż. Coś mnie ścisnęło. Na zabawie nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Mimo próśb rodzeństwa, wyszłam. Po drodze zatrzymałam się pod tym krzyżem i mówię: „Panie Jezu, to nie jest moja droga. Nie dla mnie jest ten świat i małżeństwo”. Od tego momentu zaczęła się moja walka duchowa. Wahałam się i dopytywałam Boga o swoje powołanie. Codziennie chodziłam na Mszę św., wybrałam się też o chlebie i wodzie na pieszą pielgrzymkę do Częstochowy. Potem z parafianami i ks. proboszczem jeszcze raz pojechałam na Jasną Górę. Tam po raz pierwszy zetknęłam się z antoninkami. Jedna z sióstr zapraszała nas na film o powołaniu. Poszłam. Po filmie dostałam ulotkę o rekolekcjach powołaniowych.
Odebrała to Siostra jako znak, a może przez grzeczność nie wypadało odmówić?
– Na początku nie potraktowałam tego poważnie. Potem w parafii były rekolekcje, które głosił ojciec kapucyn z Nowego Miasta. Kiedy powiedział, że będąc w zakonie, pozostał otwarty na ludzi, pomyślałam, że może i ja mogłabym tak żyć. Wtedy napisałam do sióstr antoninek. Co jakiś czas miałam też kontakt z sercankami z Nowego Miasta. Ale nie chciałam do nich wstąpić, bo były zbyt blisko domu. Obawiałam się, że ciągle będzie odwiedzać mnie rodzina. Kiedy dostałam zaproszenie na rekolekcje od sióstr antoninek, mama nie chciała mnie puścić, bo trzeba było zbierać truskawki. Dzień przed wyjazdem zebrałyśmy z siostrą wszystkie owoce. No i pojechałam. Po powrocie wiedziałam, że do nich dołączę. Przez jakiś czas nikomu o tym nie mówiłam. Zrobiłam to dopiero po pielgrzymce z Rzeczycy do Studziannej. Pierwszą osobą, której opowiedziałam o moich planach, był dziadek.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.