Z dyskoteki na głębię

O duchowych zwrotach, miłości, o którą trzeba było walczyć, i potrzebie bycia świadkiem przy dzieciach z Krzysztofem Stasiakiem, katechetą, doradcą rodzinnym i wolontariuszem, rozmawia Agnieszka Napiórkowska.

Reklama

Mówiąc o rekolekcjach, powiedział Pan, że podjął na nich dwie najważniejsze decyzje. Jaka była druga?

– Drugą było postanowienie, by jeszcze raz spróbować zawalczyć o względy dziewczyny, w której byłem zakochany, a która ciągle dawała mi kosza. Efektem tego jest nasze małżeństwo. Tu muszę od razu powiedzieć, że – poza wspólnym światem wartości – wszystko nas różniło i nadal różni. Znaliśmy się wcześniej, ale ona nie chciała ze mną być, bo mówiła, że nie nadaję się na męża. Kiedy pytałem, dlaczego, wymieniła mi moje wady. Powłócząc nogami, wróciłem do domu, gdzie postanowiłem, że się dla niej zmienię. Po dwóch latach, po wspomnianych rekolekcjach, zgodziła się. Moi koledzy wówczas sparafrazowali znane powiedzenie i zaczęli mówić: „Głową muru nie przebijesz, chyba że masz łeb jak Stasiak”. Dziś tym, za co jestem Panu Bogu najbardziej wdzięczny, jest moje małżeństwo i rodzina.

Wiem, że od momentu ślubu nie spoczęliście na laurach, także tych duchowych. Należycie do wspólnoty, wspólnie się modlicie i troszczycie o Waszą miłość.

– To prawda. Dla nas było oczywiste, że potrzebujemy formacji i wzrostu w jakiejś wspólnocie. Najpierw należeliśmy do Domowego Kościoła. Dziś jesteśmy w Ekipach Notre Dame. Znając swoje słabości i doświadczając każdego dnia, jak trudno żyć po chrześcijańsku w pogańskim świecie, posiłkujemy się świadectwem innych. Potrzebujemy kontaktu z żywym Kościołem. Wiemy, że wiara i miłość nie są tylko dane, ale trzeba je przez cały czas rozwijać. Bez świadectwa innych się słabnie.

Bycie katechetą, wspólnota to niejedyne miejsca zaangażowania i rozwoju?

– Oprócz tego, że jestem katechetą, jestem także szefem Stowarzyszenia Ochotniczej Straży Pożarnej „Dąbrowszczak”. W ramach grupy ratownictwa medycznego organizujemy szkolenia z pierwszej pomocy, zabezpieczamy imprezy masowe. Jedna dziesiąta Pól Lednickich to nasza działka. Dodatkowo od 10 lat zajmuję się wolontariatem w domu dziecka i domu opieki społecznej. Zdarza się nam pomagać także w poradnictwie rodzinnym. Dzięki tym działaniom, za które nie biorę pieniędzy, mogę być świadkiem. Nikt nie może mi zarzucić, że robię to dla korzyści materialnych.

Skąd czerpie Pan siły i na czym Panu najbardziej zależy?

– Pewnie wypadałoby powiedzieć, że z relacji z Panem Bogiem, ale nie mnie to oceniać. Każdego dni staram się utrzymywać z Bogiem stały kontakt. Codziennie się modlę, czytam Pismo Święte, żyję sakramentami. Siłę czerpię też z rodzicielstwa. Niedawno ktoś wrzucił mi na portal społecznościowy zdanie: „Każdy ojciec powinien mieć świadomość, że pewnego dnia jego syn pójdzie nie za jego radami, ale za jego przykładem”. Jest to prawda, pod którą mogę się podpisać i o której staram się pamiętać. By być w tym, czym żyją nasze dzieci, czasem trzeba nawet zerwać mięsień. Odpowiadając zaś na drugą część pytania, powiem, że nigdy nie zależało mi na niczym tak bardzo, jak na budowaniu swojego małżeństwa i rodziny. Katechetą, prezesem mogę przestać być, ale mężem i ojcem będę zawsze. A za wielki dar poczytuję sobie codzienną wspólną modlitwę.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama