O dzieciństwie bez praktykowania, ucieczce w małżeństwo i pytaniach córki, które nawracają z Anetą Zadrąg, pielęgniarką i doradcą rodzinnym, rozmawia Agnieszka Napiórkowska.
Wiem, że dzięki Waszym dzieciom po części dokonało się Wasze nawrócenie.
– To prawda. Bóg przemówił do nas ustami naszych dzieci. Jako rodzice obiecaliśmy sobie, że zawsze będziemy poważnie traktować ich pytania. Starsza córka ciągle dopytywała: „Kto był pierwszy: Adam i Ewa czy dinozaury?”, „Jak jeden Bóg może być w trzech osobach?”. Te pytania nie dawały nam spokoju. Wtedy poznaliśmy też ludzi, którzy żyli blisko Boga. Oni powiedzieli nam o rekolekcjach dla związków niesakramentalnych, które odbywają się w Laskach. Pojechaliśmy na nie, gdy byłam w 7. miesiącu ciąży z synem. Był to wyjątkowy czas doświadczania miłości Bożej. Pamiętam, że podczas Mszy św. Komunię przyjmowały białe małżeństwa. My podchodziliśmy tylko po błogosławieństwo. Stojąc tam, poczułam swoją małość. Do ławki wróciłam z płaczem. Po tej Mszy św., gdy ludzie przyjmowali Komunię, zawsze ryczałam i tęskniłam za Jezusem. Każdego dnia coraz bardziej.
Podczas wspomnianych rekolekcji poznaliście też księdza, który zachęcał Was, by oddać sprawę do sądu biskupiego?
– Tak. W programie rekolekcji było też spotkanie z księdzem. Ja się opierałam, ale Marek mnie przekonał. To była wyjątkowa rozmowa. Ksiądz Andrzej Pryba nie tylko zachęcał mnie do zbadania ważności pierwszego małżeństwa. Przestrzegał nas także przed praktykami okultystycznymi, w które zaangażowała się bliska mi osoba. Do dziś pamiętam jego słowa: „Uważajcie, to jest potężna, zła siła, a was nie chroni sakrament małżeństwa”. Po powrocie złożyliśmy dokumenty do sądu biskupiego, w którym po ponad trzech latach uzyskaliśmy dwa jednobrzmiące wyroki mówiące, że moje małżeństwo nie zostało ważnie zawarte. Szybko wzięliśmy ślub. Nigdy nie zapomnę tego dnia i radości po przyjęciu Ciała Pana Jezusa. Od tamtej pory nie wyobrażam sobie, by nie iść na Mszę św. By bronić się przed atakami niektórych osób, poszłam na teologię. Studiowałam też i po to, by dowiedzieć się więcej o Tym, w którego wierzę. Moja edukacja religijna miała poważne braki. Teraz wiem, w Kogo uwierzyłam.
Dziś razem z mężem należycie do ekip Notre-Dame, jesteście doradcami rodzinnymi, Wasz syn jest ministrantem, a córki uczą się w szkole u sióstr w Szymanowie. Jesteś szczęśliwa?
– Nawet nie wiesz, jak bardzo. Życie z Bogiem ma zupełnie inny smak. Dziś, gdyby ktoś zabrał mi Jezusa, nie wiem, co bym zrobiła. On jest moim najlepszym Przyjacielem. To jest Osoba, z którą ciągle rozmawiam. Dzięki Niemu i Jego miłości, której doświadczam każdego dnia, rozumiem wiele wydarzeń, które działy się i dzieją w moim życiu. Znam też ciąg dalszy przypowieści. Wiem, co to znaczy być synem marnotrawnym, ale wiem też, jak wygląda życie po powrocie do domu. Wiem, co to miłość, troska, zachwyt, przebaczenie. Poza Jezusem mówią mi o nich Marek i moje dzieci, z którymi razem się modlę, uczestniczę w rekolekcjach i chodzę do kościoła.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.