Pasjonująca wspinaczka na górski szczyt, tajemniczy zamek, gdzie w labiryncie komnat mieszka Król, rozkwitające ogrody, trzymająca w napięciu opowieść o wielkiej miłości – to nie baśnie, ale „kadry” z dzieł doktorów Kościoła. We Wrocławiu przybywa ludzi odkrywających skarby chrześcijańskiej duchowości.
Jak konkretnie wyglądają spotkania u św. Augustyna? Wszyscy gromadzą się o 10.00, modlitwa zaczyna się po kwadransie. – Zaczynamy je od znaku krzyża, krótkiego rachunku sumienia, przekazania sobie znaku pokoju – tłumaczy Bartek. – We Wrocławiu spotykamy się w sobotę, więc na początku czytamy Ewangelię z następnej niedzieli, a obecnie także fragment Katechizmu Kościoła Katolickiego (przedtem, na rozpoczęcie Roku Wiary, „przerabialiśmy” list apostolski „Porta fidei”). Potem następuje dzielenie się i modlitwa spontaniczna; po niej jest czas na contemplatio – 20-minutową modlitwę w ciszy. Staramy się wtedy po prostu trwać przed Bogiem. Być całym sobą dla Niego. Wygodnie siadamy, staramy się wyprostować, zamykamy oczy (choć to indywidualna sprawa). To jest bardzo prosty i bardzo bogaty czas.
Wrocławianie tłumaczą, że wobec rozproszeń, umykającej uwagi, pomocą jest „modlitewne słowo”, które każdy sam sobie wybiera, na przykład imię Jezusa. – To jest takie słowo-kotwica – wyjaśnia Michał, od roku uczestniczący w spotkaniach. – Ma nas zakotwiczyć w trwaniu w obecności Boga. Pomóc powrócić do niej. Cicha modlitwa kończy się odmówieniem „Ojcze nasz” i znakiem krzyża – a gdy obecny jest kapłan, błogosławieństwem. Na koniec są jeszcze ciasteczka i herbatka.
Skarby pod nosem
– Chodzi o to, by taką modlitwę codziennie samemu odprawiać, w miarę możliwości dwa razy dziennie. Te spotkania mają w tym umocnić. Mogą też pomóc w dowiedzeniu się czegoś na ten temat, nauczyć – mówi Michał.
– Modlitwa kontemplacyjna, którą ja na swój użytek wolę określać modlitwą obecności, nie jest przypisana tylko do Przyjaciół Miłości Miłosiernej – wyjaśnia Monika. – Ja na przykład do nich nie należę, choć jestem ich sympatykiem. Na nasze spotkania przychodzą ludzie w różnym wieku, przedstawiciele różnych stanów, zawodów. Można tu nie tylko dowiedzieć się czegoś o takiej formie modlitwy, ale i jej doświadczyć, spotkać osoby, które też tak się modlą. Odkryć bogactwo, które jest w Kościele. Mamy je pod nosem, nie musimy szukać gdzie indziej...
Tylko część uczestników grupy należy do Przyjaciół – jak Bartek z żoną Anią. Tłumaczy, że ta duchowa rodzina funkcjonuje trochę na zasadzie szwedzkiego stołu – każdy korzysta z oferty, na ile chce i może. Wiele osób z grona Przyjaciół Miłości Miłosiernej należy do innych wspólnot, do Kręgów Rodzin (jak Jurkiewiczowie) czy do Odnowy w Duchu Świętym. Wspominają o dorocznych sesjach i tzw. rekolekcjach pustych rąk. Choć przynależność do grona Przyjaciół Miłości Miłosiernej nie wiąże się z żadnymi zobowiązaniami, często owocuje w życiu wiernym podjęciem modlitwy osobistej.
Wrocławscy członkowie grupy wspominają znajomych, ludzi bardzo zaangażowanych w życie Kościoła, dla których jednak taka forma modlitwy była zaskakującym odkryciem. Wielu stwierdza: czegoś takiego szukałem... W Kościele rozkwitają radosne, żywiołowe modlitwy uwielbiania, ale rośnie też zarazem potrzeba tworzenia przestrzeni ciszy. – Jeśli ktoś regularnie się modli, w pewnym momencie zatęskni za pójściem dalej, za prostym trwaniem w milczeniu wobec Boga – mówi Monika Zimecka, zaangażowana w organizację lutowego dnia skupienia.
– Uczestniczyliśmy w podobnej sesji u św. Augustyna; pojawiła się myśl, żeby i w naszej parafii na Strachocinie zorganizować takie spotkanie. Może i tu powstanie grupa modlitewna? Zobaczymy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).