Dziś w subiektywnym przeglądzie prasy o wytrąconej z ręki napastnika korbie ze stara i skardze na to, że ktoś śmiał tę korbę wytrącić ;)
Czyli o czym? O zamieszaniu wokół ustaw mających wprowadzić do polskiego prawodawstwa związki partnerskie. Warto by przeczytali nawet ci, którzy są już tematem zmęczeni.
W Rzeczpospolitej dziś na stronie A4 ciekawy tekst Agnieszki Niewińskiej „Katolicy dziękują posłom”. Za odrzucenie projektów zmierzających do zrównania małżeństw i związków partnerskich oczywiście (podpisać go można TUTAJ). Jak przypomina autorka, to odpowiedź na akcję środowisk liberalnych organizujących akcję zasypywania niewygodnych posłów nieprzychylnymi mailami. W sumie nic nowego. Tak to od dawna działa, a opisany mechanizm – mała, zorganizowana grupa narzucająca swoją wolę niezorganizowanej większości – znany jest od dawna jako mechanizm manipulacji. Szkoda tylko, że decydujący o ważnych sprawach w państwie jeszcze się na takie metody nie uodpornili.
Na tej samej stronie warta zauważenia jest też analiza Michała Szułdrzyńskiego „Platforma kręci bicz na własna skórę”. To o próbach przepchnięcia w Platformie pomysłów na związki partnerskie wbrew opinii jej konserwatywnej części. Autor twierdzi, że w dzisiejszym konflikcie ministra Gowina z premierem Tuskiem to ten pierwszy jest w lepszej sytuacji. I że próby zmuszania konserwatystów do głosowania w sprawach światopoglądowych razem z liberalną większością szkodzą Platformie w sondażach. Rodzi się tylko smutne pytanie: jeśli tak jest, to dlaczego znany z troski o sondaże premier jednak próbuje takie pomysły forsować?
A Gazeta Wyborcza? Dalej leczy traumę po głosowaniu odrzucającym zajęcie się sprawa przez sejm. Tym razem piórem Katarzyny Wiśniewskiej. Włożyła w swój felieton wiele serca i gorliwości (w świętej wierze w słuszność swoich poglądów dziś prawie dorównuje pani Środzie), ale widać gołym okiem, że stanowisko strony przeciwnej znane jest jej w wielkim uproszczeniu. Inaczej nie pisałaby o klękaniu posłów przed księżmi czy wierze hierarchów kościelnych w zaraźliwość homoseksualizmu. Jednej rzeczy kompletnie jednak nie rozumie. Twierdzi, że także dla Kościoła lepiej by było, gdyby śluby zawierały osoby naprawdę do tego gotowe, nie z dla świętego spokoju. Zmniejszyłoby to – jej zdaniem – plagę rozwodów czy spraw o uznanie małżeństwa za nieważnie zawarte. Ręce opadają. Przecież Kościołowi nie chodzi o poprawienie statystyk, ale o to, by nie pleniło się cudzołóstwo! Wprowadzanie w prawie związków partnerskich jest jego legalizowaniem. Tak trudno to zauważyć? Zamiast pokazać, że wymagający pewnej dojrzałości związek na stałe jest czymś pięknym i wartościowym mamy wspierać niedojrzałość i egoistyczne zapatrzenie we własną wolność do odejścia bez ponoszenia konsekwencji?
Za to Nasz Dziennik w artykule Zenona Baranowskiego „To nie prywatne opinie” rozprawia się dziś z tezą, jakoby opinia Sądu Najwyższego w sprawie projektów ustaw o związkach partnerskich była tylko prywatną opinia jego prezesa. Problem w tym – wyjaśnia pytana przez dziennikarza Teresa Pyźlak z biura prasowego Sądu Najwyższego – że taki a nie inny sposób wyrażania opinii w sprawach projektów ustaw został przewidziany przez prawo. Przygotowuje je Biuro Studiów i Analiz SN, a przedstawia albo nie pierwszy prezes SN. Każda opinia Sądu Najwyższego jest przygotowywana w ten sam sposób. Więc i ta ma podobna jak inne wartość, a nie jest jedynie prywatnym zdaniem prezesa Sądu.
Smutne to wszystko. Pokazuje, że "liberałowie" chcieli sprawić łomot "konserwatystom", a gdy ci się obronili teraz podnosi się larum, że bronić się nie można...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.