W grudniu ubiegłego roku dokonano eutanazji na 44-letniej Belgijce Ann G. Dlaczego? Bo cierpiała na anoreksję.
Prawo belgijskie do zaakceptowania wniosku o eutanazję nie wymaga, by chory był w stanie terminalnym. Podstawą jest jego subiektywne postrzeganie własnej sytuacji życiowej i bólu oraz przekonanie o braku szans na poprawę.
Ann G. cierpiała na anoreksję 25 lat. W 2007 r. skontaktowała się z pisarką Kristien Hemmerechts, chcąc, by ta spisała jej historię. Stwierdziła wówczas, że po wydaniu książki zamierza popełnić samobójstwo. Kobieta korzystała z leczenia psychiatrycznego. Jednak kilka miesięcy przed jej śmiercią wyszło na jaw, że jej psychiatra molestował ją seksualnie.
Od redakcji: W tym tragicznym przypadku jeszcze wyraźniej widać absurdy eutanazji.
Po pierwsze, jest to zabicie niewinnego człowieka.
Po drugie, jest to nieudzielanie pomocy cierpiącemu (w przypadku Ann G. osoba, która miała jej pomóc, skrzywdziła ją jeszcze głębiej).
Po trzecie, anoreksja jest rodzajem autoagresji. Nie sposób zrozumieć logiki belgijskich lekarzy, którzy uznali, że dobrym lekiem na taką autoagresję będzie zastosowanie wobec pacjentki skrajnej agresji.
Po czwarte, zanim zalegalizuje się eutanazję, jej zwolennicy przekonują, że chodzi wyłącznie o wyjątkowe sytuacje nieznośnego bólu fizycznego. Przykład belgijski dowodzi, że tak wcale nie jest.
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.