W oczekiwaniu, aż we francuskim parlamencie dojdzie do debaty nt. wspomaganej medycznie prokreacji, lesbijki z Francji chcące mieć dzieci coraz powszechniej korzystają ze sztucznego zapłodnienia w Belgii. Tamtejsze kliniki nie mogą przyjąć wszystkich chętnych.
W belgijskich klinikach co roku poczętych zostaje ponad 2000 francuskich dzieci. Doczekały się nazwy - "dzieci Thalys", od nazwy pociągu TGV kursującego między Paryżem a Brukselą.
"Francuzki stanowiły 80 procent z 833 pacjentek, u których przeprowadziliśmy w zeszłym roku sztuczne zapłodnienie nasieniem dawcy, a więcej niż osiem na dziesięć z nich to lesbijki" - wskazuje prof. Michel Dubois ze szpitala uniwersyteckiego w belgijskim Liege. Przyznaje, że w ciągu ostatnich trzech lat prośby stały się coraz liczniejsze. "Informacje rozchodzą się we Francji i docierają do pacjentów" - mówi lekarz.
We Francji obecnie zapłodnienie pozaustrojowe (czyli in vitro) jest dostępne tylko dla par heteroseksualnych, choć zmianę tej sytuacji zapowiedział prezydent socjalista Francois Hollande. Natomiast w Belgii z usług 18 ośrodków wspomaganej medycznie prokreacji skorzystać mogą pacjenci, jak mówią przepisy, "niezależnie od stanu cywilnego i orientacji seksualnej".
W przypadku pary Francuzek cytowanych przez agencję AFP, które dzięki belgijskiej klinice doczekały się dziecka, cały proces trwał ponad trzy lata, bo dziewięć zabiegów sztucznego zapłodnienia okazało się nieudanych i ostatecznie kobiety skorzystały z metody in vitro.
Kliniki belgijskie nie mogą jednak przyjąć wszystkich chętnych. Niektóre muszą wprowadzać ograniczenia dla cudzoziemców po to, by nie byli poszkodowani pacjenci belgijscy. "Musieliśmy podjąć tę decyzję z powodu braku nasienia od odpowiednich dawców oraz gwałtownego wzrostu liczby próśb niezwiązanych z problemem bezpłodności" - wskazuje Anne Delbaere ze szpitala im. Erazma z Rotterdamu.
Szpital ten, największy w Brukseli, przeprowadza sztuczne zapłodnienie nasieniem dawcy u około stu cudzoziemek rocznie. Głównie są to Francuzki.
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Przypomina też, że szkoła jest miejscem, w którym uczymy się otwierać umysł i serce na świat.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.