Wciąż nieznany jest los trzech księży porwanych w październiku ub.r. w Demokratycznej Republice Konga. Są oni Kongijczykami i należą do augustiańskiego zgromadzenia asumpcjonistów. Miejscowy Kościół alarmuje, że policja nie wszczęła żadnego poważnego dochodzenia w ich sprawie.
Coraz częściej pojawiają się też głosy, iż uprowadzenia dokonano nie dla okupu, ale po to, by zastraszyć miejscowe duchowieństwo zaangażowane w obronę praw człowieka i ujawnianie przypadków nadużyć ze strony władz. Chodzi m.in. o nielegalną eksploatację zasobów mineralnych oraz cichą zgodę na ingerencję sił zagranicznych na terenie Konga. Księża są tam praktycznie jedynym głosem tych, których prawa są nagminnie łamane.
Za tą wersją zdarzeń zdaje się przemawiać fakt, że do miejscowego biskupa po okup zgłosiło się już wielu rzekomych porywaczy. Ślad po nich jednak ginął, gdy byli proszeni o przedstawienie jakichkolwiek dowodów, że porwani kapłani są w ich rękach.
Na terenie diecezji Butembo-Beni, gdzie leży parafia, w której pracowali trzej kongijscy księża, trwa nieustanna modlitwa o ich uwolnienie.
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).