- Wcześniej Bóg nie był moim Bogiem, później wszytko się zmieniło - mówi Daniel Pelowski, siedemnastolatek z Koszalina.
Kościół domowy
Pora obiadu minęła. Do seminarium zaczynają wracać członkowie Domowego Kościoła, bo zaraz zacznie się Msza św., która niezmiennie pozostaje centralnym punktem każdej pielgrzymki. Przed budynkiem zauważam Katarzynę i Pawła Rybaków z córkami Marysią i Agatką. Para należy do Domowego Kościoła w Szczecinku przy parafii św. Rozalii z Palermo. To ich druga pielgrzymka, bo dopiero od dwóch lat należą do wspólnoty. Opowiadają mi historię, jak znaleźli się w Domowym Kościele. Teraz wiem, że Bóg bardzo chciał mieć ich przy sobie. – Wracałam z porannymi zakupami. Na parkingu jakaś kobieta zapytała mnie, czy nie chciałabym należeć z mężem do Domowego Kościoła. Znałam tę wspólnotę, bo w czasie studiów mieszkałam u rodziny należącej do Domowego Kościoła. Ale nie czułam, że to są moje klimaty. Nawet nie powiedziałam mężowi o tej rozmowie, bo uznałam, że nie ma o czym – wspomina pani Kasia. Temat jednak powracał. – Co niedzielę spotykaliśmy tę panią w kościele. Po kolejnej rozmowie stwierdziliśmy, że jak nie spróbujemy, to się nie dowiemy, czym jest Domowy Kościół – dodaje pan Paweł. Poszli na pierwsze spotkanie. Drzwi otworzyła im bardzo dobra znajoma. – Poczuliśmy, że jesteśmy wśród swoich – mówią. Tak minęło pierwsze, drugie, trzecie i kolejne spotkanie. W ich wspólnocie jest siedem małżeństw, które nawzajem dają sobie przykład. – Widzimy, że inni też borykają się z problemami, ale potrafią je wspólnie rozwiązać. To nas podbudowuje – przyznaję. – Poza tym mamy wokół siebie ludzi, którzy podobnie jak my myślą i czują. Dla których rodzina jest najważniejszą wartością, a nie tylko pustą definicją. Wspólnie spędzają czas, udzielają się w Kościele, świętują swoje rocznice. Wiara w Boga pozwala im doceniać to, co mają. A przede wszystkim pielęgnować swoje małżeństwo. – To daje Domowy Kościół, kto nie należy, nie wie, co traci – śmieje się pani Kasia. W Ruchu Światło–Życie bardzo ważna jest jedność chrześcijańska, polegająca na tym, że oazowicze żyją tym samym charyzmatem, ale na różny sposób. – Bo inaczej rozumie charyzmat dziecko z podstawówki, a inaczej człowiek dorosły – wyjaśnia ks. Tomasz. Dlatego tak ważne jest, żeby w pielgrzymowaniu brały udział osoby w różnym wieku. – Chcemy, żeby nasi młodsi oazowicze widzieli, że formacja nie kończy się z chwilą wejścia w dorosłość albo po wejściu na drogę powołania. Bo w Ruchu są także osoby konsekrowane oraz kapłani. Jest to naprawdę uniwersalna propozycja bycia we wspólnocie Kościoła – tłumaczy ks. Tomaszewski.
Diakonia znaczy służba
W seminaryjnej kaplicy do Mszy św. przygotowuje się diakonia muzyczna. Za dyrygenckim pulpitem stanęła Kinga Adamowicz ze Szczecinka, studentka biotechnologii w Poznaniu. Choć jest weekend, ciężko pracuje, przygotowując z młodymi muzykami oprawę muzyczną do Mszy św. Skąd w niej tyle zapału? – Kiedyś na rekolekcjach dostałam od oazowiczów przykład doświadczenia Boga, co pociągnęło mnie do dalszej formacji i teraz chcę to podarować innym. To takie „podaj dalej” – mówi ze śmiechem. Jej przygoda z Ruchem Światło–Życie zaczęła się od wizyty duszpasterskiej. – Ksiądz wiedział, że lubię śpiewać i zaproponował mi udział w scholi, ale zanim się zdecydowałam, minęło chyba pół roku – wspomina. Dopiero później dostrzegła, że w oazie są wyjątkowi ludzie z najszczerszymi uśmiechami. – Stwierdziłam, że też chcę się tak śmiać i pojechałam na rekolekcje ewangelizacyjne, w czasie których Bóg „trzepnął” mnie w głowę – przyznaje. Ruch Światło–Życie dał jej możliwość wzrastania w wierze, bo formację zaczętą jako dziecko można kontynuować przez całe życie, w różnych wspólnotach. – Będąc na studiach nie znalazłam jeszcze takiej wspólnoty, ale na szczęście są ze mną znajomi, z którymi formowałam się w Szczecinku. Wspieramy się i wzajemnie motywujemy – dodaje i wraca do pracy z diakonią. Msza św. w kaplicy zgromadziła wszystkich uczestników pielgrzymki, czyli prawie 600 osób. Każdy siedział tam, gdzie znalazł miejsce. Zajęta była podłoga, ławki, klęczniki. Eucharystii przewodniczył biskup diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej Edward Dajczak. – Jesteście taką częścią diecezji, gdzie Bóg jest dotykalny, gdzie Boga można zobaczyć i przeżyć – mówił biskup do uczestników pielgrzymki. W czasie tegorocznego spotkania oazowicze złożyli wyznanie wiary przed biskupem Dajczakiem, spełniając w ten sposób prośbę papieża Benedykta XVI, skierowaną do wszystkich ruchów i wspólnot kościelnych.
Po Mszy św. przyszedł czas na podziękowania dla ks. Zbigniewa Woźniaka, który do 31 sierpnia 2012 roku pełnił posługę moderatora diecezjalnego. Przez 15 lat wytężonej pracy ks. Woźniak rozwijał Ruch Światło–Życie w naszej diecezji. – Najbardziej cieszy mnie to, że będąc tutaj dzisiaj widzę, że to, w co angażowałem się przez tyle lat, tak świetnie działa – mówi ks. Woźniak. Pielgrzymkę zakończył koncert w wykonaniu Diecezjalnej Diakoni Muzycznej „Tyle Dobrego” pod wodzą ks. Arkadiusza „Os” Oslisloka. – Nie należę do Ruchu Światło–Życie, ale jestem na pielgrzymce od rana. Zaskoczyło mnie to, że ludzie potrafią ze sobą współpracować i wyciągać wspólne wnioski dotyczące wiary – mówi Aleksandra Maligłówka. Dziewczyna zaangażowała się w śpiew w diakoni „Tyle Dobrego”, bo najlepiej modlić się przez muzykę. –Tutaj nie jest sztywno, można poczuć taki prawdziwy żywy Kościół. Tak powinna wyglądać codzienność – dodaje. • Więcej zdjęć i relacja filmowa z Diecezjalnej Pielgrzymki Ruchu Światło-Życie na www.koszalin.gosc.pl
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.