Zakręceni w wierze

Justyna Tylman; GN 46/2012 Koszalin

publikacja 25.11.2012 07:00

- Wcześniej Bóg nie był moim Bogiem, później wszytko się zmieniło - mówi Daniel Pelowski, siedemnastolatek z Koszalina.

Z całej diecezji przyjechało prawie 600 pielgrzymów, żeby wzmocnić swoją wiarę w czasie corocznej pielgrzymki Ruchu Światło–Życie Justyna Tylman Z całej diecezji przyjechało prawie 600 pielgrzymów, żeby wzmocnić swoją wiarę w czasie corocznej pielgrzymki Ruchu Światło–Życie

Jak co roku w Wyższym Seminarium Duchownym spotkali się członkowie wspólnot zrzeszonych w Ruchu Światło–Życie. W seminaryjnej kaplicy trwała modlitwa, potem w auli słychać było śpiew i śmiech oazowiczów. Bo Ruch Światło–Życie to ludzie pozytywnie zakręceni na punkcie Boga. 


Plaża, Podczele 2012


Słońce schowało się za chmury, wieje zimy wiatr, na spacer wybrali się tylko najwytrwalsi kuracjusze i... oazowicze. Im jesienna aura nie przeszkadza. 
– Zaczynamy! – krzyknęła jedna z dziewczyn i nagle 32 osoby zaczęły biegać, grać w berka, a przede wszystkim śmiać się. I choć może na początku narzekali, że jest trochę zimno, teraz nikt już o tym nie pamięta. Zanim poszli na obiad, odmówili „Anioł Pański” i zostali pobłogosławieni. Na plaży. Na oczach tych nielicznych, ale jednak obcych ludzi. Nikt z oazowiczów nie miał oporów przed wykonaniem znaku krzyża.
Wracam z młodymi z plaży. Jednym z nich jest Filip Jachowicz z Koszalina. – Zaczęło się od rekolekcji dziecięcych, na które zapisała mnie mama, bo uważała, że to dobry sposób na spędzenie wakacji – śmieje się chłopak. Pomysł okazał się trafiony, bo Filip w Ruchu Światło–Życie jest już osiem lat. Na początku jego uczestnictwo w oazie ograniczało się do zabawy, dopiero później zaczął od siebie wymagać czegoś więcej. – Zafascynowała mnie praca animatorów, bo wydawało mi się, że mają ogromną wiedzę o Bogu. Chciałem być jak oni, doświadczeni w Bogu – przyznaje. 
Filip od dwóch lat jest animatorem. Przekonał się, że nie jest to łatwe zajęcie. Bo trudno jest przekazać swoje doświadczenie Boga, zwłaszcza młodym ludziom, którzy na co dzień z Kościołem nie mają wiele wspólnego. – Nasze świadectwa traktują jak wyuczoną formułkę albo historyjkę wyczytaną w książce – wyjaśnia Filip. Chłopak nie poddaje się jednak. – Może komuś utkwi coś w pamięci i zostanie w Ruchu na dłużej – dodaje. 
– Właśnie na oazowych rekolekcjach usłyszałem świadectwo, które otworzyło mnie na Boga, bo wcześniej to był Bóg moich rodziców, ale nie mój – mówi Daniel Pelowski. – Wiara, którą przejąłem od rodziców rodziła we mnie bunt – dodaje. Potrzebował czasu na przemyślenie i poukładanie swojej relacji z Bogiem. Ten czas znalazł w Ruchu Światło–Życie. – Oaza to dobry sposób na życie, bo można poznać siebie – mówi. 


WSD, Koszalin 2012


Widok niecodzienny, bo główny hol Wyższego Seminarium Duchownego wypełniają dzieci, młodzież rozmawia w grupkach, a między nimi starają się przejść rodzice, pchający wózki ze swoimi pociechami. 
Diecezjalna Pielgrzymka Ruchu Światło–Życie odbywa się już po raz XIX. Uczestniczą w niej osoby w różnym wieku i z różnym stopniem doświadczenia Boga. Tegoroczne spotkanie wpisało się w trwający w Kościele Rok Wiary. 
– Pielgrzymujemy po to, żeby wzmocnić swoją wiarę, spotkać się we wspólnocie ludzi na co dzień żyjących charyzmatem Ruchu Światło–Życie i podzielić swoim doświadczeniem Boga – wyjaśnia cel corocznej pielgrzymki ks. Tomasz Tomaszewski, moderator Ruchu Światło–Życie w diecezji. 
Skoro pielgrzymka przebiegała pod znakiem Roku Wiary, nie mogło zabraknąć konkretnych osób – świadków wiary.
– Chcieliśmy przypomnieć osobę ks. Franciszka Blachnickiego, założyciela Ruchu Światło–Życie, o którego szybką beatyfikację będziemy się modlić – dodaje ks. Tomasz. 
Obowiązkowym punktem każdej pielgrzymki jest praca w grupach, w czasie której oazowicze starali się odpowiedzieć, czym dla nich jest wiara, co pomaga wierzyć i jak radzić sobie z trudnościami w wierze. Jak przyznaje Ania, uczennica plastyka, wierzyć w Boga nie zawsze jest łatwo. Zwłaszcza, jeśli przez kolorowe włosy i ubiór wyróżnia się w tłumie rówieśników. – Wiele osób myśli, że jestem ateistką, bo wyglądam inaczej. A to właśnie wiara pozwala mi wyrazić siebie, jest dla mnie podporą i wartością, którą wyniosłam z rodzinnego domu – wyjaśnia. – Bo można być pozytywnym freakiem i wierzyć w Boga – to się nie kłóci. 
Zosia Jocek potakująco kiwa głową. – Łatwiej wierzyć, kiedy jesteś we wspólnocie. W mojej szkole wiara w Boga nie jest modna i jeżeli spędzam trochę mniej czasu z oazowiczami, to czuję, że się gubię – mówi. Pielgrzymka pozwala jej nabrać sił. – Mogę się przekonać, jak inne osoby patrzą na Boga. A że są tu ludzie w różnym wieku, widzę, że wierzyć można przez całe życie – dodaje.


Kościół domowy


Pora obiadu minęła. Do seminarium zaczynają wracać członkowie Domowego Kościoła, bo zaraz zacznie się Msza św., która niezmiennie pozostaje centralnym punktem każdej pielgrzymki. 
Przed budynkiem zauważam Katarzynę i Pawła Rybaków z córkami Marysią i Agatką. Para należy do Domowego Kościoła w Szczecinku przy parafii św. Rozalii z Palermo. To ich druga pielgrzymka, bo dopiero od dwóch lat należą do wspólnoty. Opowiadają mi historię, jak znaleźli się w Domowym Kościele. Teraz wiem, że Bóg bardzo chciał mieć ich przy sobie. 
– Wracałam z porannymi zakupami. Na parkingu jakaś kobieta zapytała mnie, czy nie chciałabym należeć z mężem do Domowego Kościoła. Znałam tę wspólnotę, bo w czasie studiów mieszkałam u rodziny należącej do Domowego Kościoła. Ale nie czułam, że to są moje klimaty. Nawet nie powiedziałam mężowi o tej rozmowie, bo uznałam, że nie ma o czym – wspomina pani Kasia. 
Temat jednak powracał. – Co niedzielę spotykaliśmy tę panią w kościele. Po kolejnej rozmowie stwierdziliśmy, że jak nie spróbujemy, to się nie dowiemy, czym jest Domowy Kościół – dodaje pan Paweł. Poszli na pierwsze spotkanie. Drzwi otworzyła im bardzo dobra znajoma. – Poczuliśmy, że jesteśmy wśród swoich – mówią. 
Tak minęło pierwsze, drugie, trzecie i kolejne spotkanie. W ich wspólnocie jest siedem małżeństw, które nawzajem dają sobie przykład. – Widzimy, że inni też borykają się z problemami, ale potrafią je wspólnie rozwiązać. To nas podbudowuje – przyznaję. – Poza tym mamy wokół siebie ludzi, którzy podobnie jak my myślą i czują. Dla których rodzina jest najważniejszą wartością, a nie tylko pustą definicją. Wspólnie spędzają czas, udzielają się w Kościele, świętują swoje rocznice. Wiara w Boga pozwala im doceniać to, co mają. A przede wszystkim pielęgnować swoje małżeństwo. – To daje Domowy Kościół, kto nie należy, nie wie, co traci – śmieje się pani Kasia.
W Ruchu Światło–Życie bardzo ważna jest jedność chrześcijańska, polegająca na tym, że oazowicze żyją tym samym charyzmatem, ale na różny sposób. 
– Bo inaczej rozumie charyzmat dziecko z podstawówki, a inaczej człowiek dorosły – wyjaśnia ks. Tomasz. Dlatego tak ważne jest, żeby w pielgrzymowaniu brały udział osoby w różnym wieku. – Chcemy, żeby nasi młodsi oazowicze widzieli, że formacja nie kończy się z chwilą wejścia w dorosłość albo po wejściu na drogę powołania. Bo w Ruchu są także osoby konsekrowane oraz kapłani. Jest to naprawdę uniwersalna propozycja bycia we wspólnocie Kościoła – tłumaczy ks. Tomaszewski. 


Diakonia znaczy służba


W seminaryjnej kaplicy do Mszy św. przygotowuje się diakonia muzyczna. Za dyrygenckim pulpitem stanęła Kinga Adamowicz ze Szczecinka, studentka biotechnologii w Poznaniu. Choć jest weekend, ciężko pracuje, przygotowując z młodymi muzykami oprawę muzyczną do Mszy św. 
Skąd w niej tyle zapału? – Kiedyś na rekolekcjach dostałam od oazowiczów przykład doświadczenia Boga, co pociągnęło mnie do dalszej formacji i teraz chcę to podarować innym. To takie „podaj dalej” – mówi ze śmiechem. 
Jej przygoda z Ruchem Światło–Życie zaczęła się od wizyty duszpasterskiej. – Ksiądz wiedział, że lubię śpiewać i zaproponował mi udział w scholi, ale zanim się zdecydowałam, minęło chyba pół roku – wspomina. Dopiero później dostrzegła, że w oazie są wyjątkowi ludzie z najszczerszymi uśmiechami. – Stwierdziłam, że też chcę się tak śmiać i pojechałam na rekolekcje ewangelizacyjne, w czasie których Bóg „trzepnął” mnie w głowę – przyznaje. Ruch Światło–Życie dał jej możliwość wzrastania w wierze, bo formację zaczętą jako dziecko można kontynuować przez całe życie, w różnych wspólnotach. – Będąc na studiach nie znalazłam jeszcze takiej wspólnoty, ale na szczęście są ze mną znajomi, z którymi formowałam się w Szczecinku. Wspieramy się i wzajemnie motywujemy – dodaje i wraca do pracy z diakonią. 
Msza św. w kaplicy zgromadziła wszystkich uczestników pielgrzymki, czyli prawie 600 osób. Każdy siedział tam, gdzie znalazł miejsce. Zajęta była podłoga, ławki, klęczniki. Eucharystii przewodniczył biskup diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej Edward Dajczak. – Jesteście taką częścią diecezji, gdzie Bóg jest dotykalny, gdzie Boga można zobaczyć i przeżyć – mówił biskup do uczestników pielgrzymki. 
W czasie tegorocznego spotkania oazowicze złożyli wyznanie wiary przed biskupem Dajczakiem, spełniając w ten sposób prośbę papieża Benedykta XVI, skierowaną do wszystkich ruchów i wspólnot kościelnych.

Po Mszy św. przyszedł czas na podziękowania dla ks. Zbigniewa Woźniaka, który do 31 sierpnia 2012 roku pełnił posługę moderatora diecezjalnego. Przez 15 lat wytężonej pracy ks. Woźniak rozwijał Ruch Światło–Życie w naszej diecezji. 
– Najbardziej cieszy mnie to, że będąc tutaj dzisiaj widzę, że to, w co angażowałem się przez tyle lat, tak świetnie działa – mówi ks. Woźniak.
Pielgrzymkę zakończył koncert w wykonaniu Diecezjalnej Diakoni Muzycznej „Tyle Dobrego” pod wodzą ks. Arkadiusza „Os” Oslisloka. – Nie należę do Ruchu Światło–Życie, ale jestem na pielgrzymce od rana. Zaskoczyło mnie to, że ludzie potrafią ze sobą współpracować i wyciągać wspólne wnioski dotyczące wiary – mówi Aleksandra Maligłówka. Dziewczyna zaangażowała się w śpiew w diakoni „Tyle Dobrego”, bo najlepiej modlić się przez muzykę. –Tutaj nie jest sztywno, można poczuć taki prawdziwy żywy Kościół. Tak powinna wyglądać codzienność – dodaje.
•
Więcej zdjęć i relacja filmowa z Diecezjalnej Pielgrzymki Ruchu Światło-Życie na www.koszalin.gosc.pl