- Jeden z pacjentów mówi do mnie: „Siostro, kto mnie teraz będzie opierniczał?” – śmieje się przełożona. Takie pytania, nawet pół żartem, pół serio, gesty przyjaźni, potwierdzają, że ta praca miała sens.
Siostry zamieszkały obok nowego budynku zakładu, w dawnym jednopiętrowym dworku, z werandą, zbudowanym jeszcze przez hrabiego Krasińskiego. W budynku wymagającym gruntownego remontu mieściła się kaplica erygowana przez bp. Tadeusza w 1960 r., w której księża ciechanowskiej parafii pełniący funkcje kapelanów sprawowali Msze św. Gdy w 1975 r. nastąpił podział istniejącej parafii i erygowanie „św. Tekli”, księża nie mogli codziennie sprawować Mszy św. w kaplicy domu, więc siostry dzień w dzień chodziły pieszo kilka kilometrów do kościoła parafialnego. Tym bardziej ciekawe jest to, że po latach to właśnie przy ich domu rodziła się najmłodsza ciechanowska parafia Błogosławionych Płockich Biskupów Męczenników. Przez ponad dwa lata kaplica domu albertynek pełniła jednocześnie funkcję kościoła parafialnego, a siostry pracowały jako zakrystianki. – Byłyśmy niejako w środku tej parafii. Na pewno pamięć o męczennikach płockich będzie tym, co wyniesiemy z tego miejsca – mówi przełożona.
Z pochwałą ministra
Nie ma wątpliwości co do duchowego i moralnego wkładu, jakie wniosła przez ostatnie półwiecze obecność sióstr albertynek na oddziałach ośrodka w Krubinie. W zapiskach kronikarskich likwidowanego domu zgromadzenia jest ujęty ciekawy epizod z roku 1984 dotyczący wizytacji zakładu opieki przez ówczesnych dygnitarzy państwowych – premiera, ministra zdrowia i I Sekretarza z KC PZPR. Wizytujący przechodzili przez „oddziały sióstr: Wenanty, Świętosławy, Aliny i Gracji”. „Sami goście byli pełni podziwu dla pracy sióstr” – widnieje w kronice. I dalej: „Pan minister powiedział, że życzyłby sobie, aby we wszystkich domach opieki pracowały siostry zakonne”. Władza nie obawiała się ich wpływu?
– W czasach komunistycznych dążono do tego, by siostrom odebrać młodzież i dzieci, żeby nie miały kontaktu z nimi w domach dziecka, ochronkach. Pozostawiono nam jako pole do pracy domy pomocy dla starszych, na których już nie ma się wpływu i których nie można kształtować – mówi s. Maria. A jednak obecność zakonnic, ich zachęta, mogła pomóc niejednemu choremu w sprawie najważniejszej – w pojednaniu się z Bogiem. Jak można przeczytać w kronikach domu, zdarzały się też okazje do swoistej promocji ich założyciela. Po beatyfikacji brata Alberta przyjechały cztery siostry z Warszawy; „urządziły chorym krótką akademię o błogosławionym bracie Albercie. Korzystając z radiofonizacji, wszyscy chorzy mogli słyszeć i przeżywać bogate w heroiczne czyny życia naszego nowego błogosławionego”. Dom albertynek w Krubinie przyjmował też kopię obrazu jasnogórskiego podczas peregrynacji w 1975 r. i wizerunek Jezusa Miłosiernego, gdy nawiedzał domy zakonne w lipcu 1992 r.; w wydarzeniach tych uczestniczyli także pensjonariusze i personel zakładu opieki.
Trudno będzie podopiecznym przyzwyczaić się do widoku kaplicy bez sióstr. Trudno też siostrom pożegnać się z miejscem, którego historię także tworzyło ich zgromadzenie. – Zabierzemy stąd dużą życzliwość ludzi, a z drugiej strony takie doświadczenie, jak ludzie się zmieniają i to zmieniają na lepsze – mówi s. Jana.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).