Co roku, przez kilka lipcowych dni Sanktuarium św. Anny położone nad rozległym Jeziorem św. Anny, położonym około 75 km na zachód od Edmonton, stolicy prowincji Alberta, wypełnia się tłumami Indian i Metysów.
Święta Anna jednak czuwała.
Latem tego samego 1887 roku bliski doradca oblackiego biskupa Saint Albert, ks. Jean-Marie Lestanc OMI odwiedził w rodzinnej Francji sanktuarium św. Anny w Sainte-Anne d’Auray, gdzie patronka sanktuarium objawiła mu się w swoim wizerunku z upomnieniem i pytaniem: „Dlaczego chcesz zamknąć moją misję?”.
Po powrocie do Kanady ks. Lestanc uprosił biskupa Vitala-Justina Grandina, znanego z pobożności, o dokonanie kilku nielogicznych z ludzkiego punktu widzenia posunięć, a mianowicie o rozbudowę misji, a nie zamykanie jej i na zezwolenie na zorganizowanie pierwszej pielgrzymki - z Saint Albert koło Edmonton do Jeziora św. Anny.
Jako że dalszy los misji był niepewny, a zarazem trwała ogromna susza, pielgrzymka, w której wzięło udział około 30 białych z Saint Albert i 40 zamieszkałych nad jeziorem Indian odbywała się w intencji dalszego trwania misji i uproszenia deszczu, o który zresztą zabiegali już nieskutecznie lokalni szamani. Deszcz spadł, a pielgrzymki, w obliczu licznych uzdrowień były z roku na rok liczniejsze.
Dwa razy sanktuarium zostało całkowicie zniszczone – raz przez ogień, raz przez tornado. Za każdym razem odżywało, odbudowane. Za każdym razem też, zwłaszcza w drugiej połowie XX wieku wystrój sanktuarium nabierał bardziej indiańskiego charakteru, z dużym tipi jako miejscem spowiedzi i Indiańskim Chrystusem nad ołtarzem.
Od początku w pielgrzymkach do Jeziora brali udział Polacy i Niemcy, Anglicy. Od lat 60. jednak liczba białych uczestników pielgrzymek zmalała wyraźnie, a indiańskich zdecydowanie urosła.
W tym roku widać też nowo przybyłych: coraz liczniejsze grupy Filipińczyków i Afrykańczyków, a także Hindusów i Pakistańczyków. Być może nie wszyscy tu przybywający są katolikami.
Wszyscy jednak, po Mszy św. i uroczystym błogosławieństwie wypowiedzianym nad wodami przez arcybiskupa, wchodzą do jeziora, płytkiego i przyjaznego w tym miejscu. Jedni po kostki, większość po kolana i wyżej, jedni na bosaka, inni w butach czy sandałach. Woda wspina się po zmoczonych spodniach, spódnicach, sukienkach wyżej i wyżej, ale nikt nie zwraca na to uwagi. W wody jeziora wchodzi też Indianin niosący procesyjny krzyż z indiańskim Chrystusem. Ustawia się kolejka do dotykania i całowania stóp Jezusa. W zielonkawe, miękkie fale wstępuje prowadzony przez starszą Indiankę arcybiskup w białej albie i ks. Leszek Kwiatkowski OMI. Przez następne dwie co najmniej godziny będą, stojąc w jeziorze udzielali indywidualnego błogosławieństwa grupującym się wokół nich ludziom. Nieopodal stoją i modlą się trzymając za ręce całe rodziny – rodzice i dzieci, nastolatki, staruszkowie. Po modlitwie napełniają zielonkawą wodą butelki – będą się nią ratować po powrocie do domu.
Ksiądz Kwiatkowski jest doświadczonym duszpasterzem Indian z dwudziestoletnim stażem i pierwszym Polakiem - proboszczem sanktuarium św. Anny. Wielokrotnie przybywał tutaj z Indianami ze swoich poprzednich parafii.
„To jest niewątpliwie miejsce święte i owoce tych pielgrzymek, zarówno duchowe i jak fizyczne, są niezwykłe. Te duchowe zwykle poznajemy w konfesjonale, te fizyczne nie są rejestrowane, bo Indianie są ludźmi bardzo ceniącymi prywatność. Nie wyobrażam sobie Indianina uleczonego z jakiejś choroby i przechodzącego cykl badań wymaganych dla uznania tego uleczenia za cud. Ale uleczenia są, najlepszy dowód to te kule wiszące na ścianie sanktuarium” - opowiada polski oblat.
Jedna z Indianek z dawnej parafii ks. Leszka takiego cudu doznała. Artretyczka, spędziła lata w wózku inwalidzkim, z opaskami na stawach nóg i rak, w bólu. Ktoś ja zawiózł na pielgrzymkę i choć do kościoła nie chodziła, pozwoliła się najpierw zabrać na Mszę, a potem po błogosławieństwie jeziora dała się wprowadzić do wody, ostrożnie, pod ramiona, krok za krokiem, w bólu.
Zmiana nie była nagła, ale po miesiącu nie potrzebowała już opasek na kolanach i rękach, a potem już i wózka. Ból ustąpił, zaczęła chodzić, wyzdrowiała. Wróciła do Kościoła i teraz Panu Bogu się odwdzięcza, jest niezwykle zaangażowana w pracę parafialną, zawsze można na nią liczyć.
W tym roku oprócz błagalnego, pielgrzymka ma wymiar dziękczynny. W październiku Benedykt XVI ma kanonizować bł. Kateri Tekakwithę, siedemnastowieczną indiańską dziewczynę, z pochodzenia pół-Algonkinkę, pół-Mohawkę, której życie było pełne cierpienia, ogromnej modlitwy i zawierzenia Bogu. Będzie to pierwsza indiańska święta Ameryki Północnej.
Beatyfikowana w 1980 roku przez Jana Pawła II, bł. Kateri stała się popularna nie tylko wśród katolików Indiańskich, ale też i białych. Cud, który utorował jej drogę do świętości w Kościele, uratował białego chłopca.
Być może św. Kateri połączy białych katolików z Indianami, tak jak już od ponad półtora wieku łączą ich wody Jeziora św. Anny.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.