Katarzyna i Michał Paniczowie zobaczyli na własne oczy, jak potrzebna jest pomoc dzieciom w Burkina Faso. Dzięki ośrodkowi misyjnemu na Górze Świętej Anny 350 dzieci z tego podsaharyjskiego kraju może się uczyć.
– Nie chcieliśmy, żeby ci, którzy przyjechali z najdalszych miejsc, odeszli głodni. Z 350 dzieci objętych programem nie było tylko 20, a niektórzy mieli nawet 50 kilometrów do przebycia. To było dla nich i dla nas całodzienne święto. Jedzenie z dużych misek znikało błyskawicznie. Potem dzieci podchodziły po dokładkę, najedli się także dorośli. A w koszulkach widzieliśmy ich potem często – opowiada Katarzyna Panicz.
Program obejmuje dzieci z całej rozległej parafii Korsimoro, w której jest 13 punktów misyjnych obsługiwanych przez polskich franciszkanów. Większość z 50 tysięcy mieszkańców parafii stanowią muzułmanie, jest ich około 60 proc. Katolików – około 10 proc. Franciszkańska pomoc trafi a do dzieci z całego terenu parafii, do katolików i muzułmanów. – Tam katolicy i muzułmanie żyją w pełnej symbiozie. Nie ma żadnych napięć. Widać, że bieda łączy ludzi. Kiedy muzułmanie budowali meczet, kobiety chrześcijańskie nosiły wodę na budowę. A kiedy świętowaliśmy 10-lecie parafii, to na uroczystość przyszli także muzułmanie i przekazali pieniądze na budowę nowego kościółka w jednej z wiosek parafii – mówi Michał Panicz.
Koza na pożegnanie
Katarzynę i Michała urzekała radość i spontaniczność sprawowanej liturgii. – O szóstej rano w dzień powszedni kościół był pełen ludzi – opowiada Katarzyna. Odwiedzali z o. Rafałem chorych, obserwowali pracę, życie i modlitwę ludzi z Burkina Faso. – Przywieźliśmy ze sobą cukierki. Dałem chłopczykowi jednego, a on przegryzł go na pół. Resztę zawinął w papierek i zaniósł chorej siostrzyczce – wspomina Michał.
Wzruszył ich gest na parę dni przed wyjazdem. – Na pożegnanie kupili nam kozę. Dla nas to było niesamowite. Ludzie, którym grozi głód, bo w tym roku była susza, jeszcze złożyli się na kozę dla nas – mówi Katarzyna. Obserwowali dzieci, które do pierwszej w nocy uczyły się w sali na misji, bo było tam światło. – Nauka to dla nich wielka szansa na lepsze życie. Reszta rodzeństwa musi iść do pracy na polu, bo rodziców nie stać na szkołę – opowiada. I widzieli dzieci śpiące pod drzewami, rozpalające o piątej rano ogień, by ugotować jedyny posiłek na cały dzień – papkę z prosa i wody. Wyjeżdżając, zostawili swoje walizki misjonarzom, a ubrania ludziom. Do pozostałych bagaży zapakowali tylko prezenty, listy dzieci do darczyńców i aparat fotograficzny ze zdjęciami kolejnych 50 dzieci, czekających na pomoc w nauce.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).