Jeśli odrzucimy chrześcijański fundament społecznego życia, pożremy jedni drugich.
Gdy islamiści nakłaniali go do wyrzeczenia się wiary chwytał za różaniec. Także pozostali porwani chrześcijanie szeptali Zdrowaśki gdy oprawcy celowali w nich z kałasznikowa grożąc śmiercią.
Słowa, słowa, słowa... Czy mają jakiś realny wpływ na nasze postrzeganie świata? Nie mówiąc już o konkretnych czynach...
Kiedy natemat.pl bierze Biblię na warsztat, musi być ciekawie. Bez dwóch zdań.
Jubileusz wytycza kierunek od miłosierdzia doświadczanego do miłosierdzia ofiarowanego bliźnim.
Mówi się, ze kościelne młyny mielą powoli, ale skutecznie. Obawiam się jednak, że w tym wypadku zwyczajnie się zatkały.
Trudno jest bronić się przed "obrońcami". Ale ilekroć to Kościołowi się nie udawało, zawsze na tym tracił.
Tuż po otwarciu Jubileuszu Miłosierdzia poprosiła papieża, by pobłogosławił jej ręce. Bo to one, jako pierwsze dotykają przychodzących na świat dzieci.
Nadprzyrodzone, niezwykłe zdarzenie. Najlepiej niespodziewana jasność w ciemności, do tego kupa dymu + przemowa patronki.
Te dzieci, ci młodzi biegli za Franciszkiem dlatego, że on potrafił się zatrzymać. Pośrodku biedy, kurzu i nędzy.