Nie przystępować do Komunii św. to tak, jak umrzeć z pragnienia przy źródle. A przecież wystarczy tylko pochylić głowę - św. Jan Maria Vianney.
Proboszcz z Ars pracował w warunkach co najmniej tak samo trudnych, co większość współczesnych kapłanów - mówi kard. Marc Ouellet.
Mój Boże, jakież to straszne nieszczęście żyć w nieprzyjaźni z Tobą, który jesteś samym Dobrem, samą Miłością i Szczęściem wybranych! - św. Jan Vianney.
„Kiedy Jezus dał nam wszystko, co mógł nam dać, postanowił jeszcze uczynić nas spadkobiercami najcenniejszego skarbu, jaki posiadał: Najświętszej Dziewicy” - św. Jan Maria Vianney.
Bardzo zwyczajne życie, które przemieniło wiele serc. Taki był Jan Maria Vianney. Kanonizowany przez Piusa XI w 1925 r., jak wielu innych świętych, wskazuje "drogę do nieba" - zobacz film.
Jan urodził się w rodzinie ubogich wieśniaków niedaleko Lyonu we Francji w 1786 r.
W wieku 29 lat otrzymał święcenia kapłańskie. Odwiedzał swoich parafian i rozmawiał z nimi przyjacielsko.
Dziś, może jak nigdy, potrzeba światu takich Vianneyów. Bo skoro jeden kapłan oddany Bogu może porwać tylu ludzi, to jest jeszcze dla nas nadzieja.
- Kiedy pytają jak to się stało, że zostałem postulatorem procesu beatyfikacyjnego, od razu odpowiadam, że otrzymałem rozkaz. Zostałem skazany na ten proces - mówił ks. Jan Nowak w Książnicy Beskidzkiej.
Historia pachnąca miłością. Ale dopiero na końcu. W Cascia siostry zatykały nosy.