W drodze
W drodze
Obraz można próbować utrwalić. Dźwięk od biedy też. Jak zachować dotyk, smak i zapach oraz to, co dzieje się w sercu?
BT CC-SA 4.0

Wszystkie zmysły wędrówki

Brak komentarzy: 0

BT

publikacja 25.07.2023 13:33

Przecież prócz oczu istnieją też inne, dostarczające wielu dobrych wrażeń.

Z cyklu "Rozmyślania w drodze"

Piękno? Dostrzegają je głownie oczy. Obrazy - to jest to, co najczęściej przynosimy ze sobą z wędrówki. Albo przynajmniej fakt, że przynosimy, najlepiej  sobie uświadamiamy. Te obrazy utrwalone na zdjęciach czy filmikach i te, którymi napaśliśmy oczy, zachowane gdzieś w zakamarkach pamięci i serca. Pierwsze robimy z nadzieją, że pozwolą uwiecznić ulotne piękno chwil. Oglądając je potem w domu najczęściej odczuwamy jednak zawód: to nie to; to co widziałem było o wiele piękniejsze; nie wyszło, nie umiem robić zdjęć... Pomaga większy ekran, ale też nie do końca... Bo ludzkie oko widzi więcej, szerzej, niż oko obiektywu. A te obrazy zachowane w pamięci serca? Cóż, ulotne, z czasem okazuje się też, że bywają mylące, gdy odwiedzane po paru latach miejsce wygląda inaczej, niż to zapamiętałem.... To, co utrwaliło oko obiektywu pomaga przywrócić wspomnienia, ale i tak w pełni oddać minionych chwil nie potrafi. Bo podczas wędrowania drogę chłonie nie tylko wzrok, ale i pozostałe zmysły.

Ot, słuch. Rejestruje nie tylko zgiełk miasta i odgłosy nadchodzącej burzy, ale i szum wiatru, drzew, srebrzysty szmer rzek i strumieni, brzęczenie owadów i śpiew ptaków. Czasem to dźwięki męczące – jak w upalny dzień gra owadów wśród traw – czasem kojące – jak ów szum powietrza i wody. A czasem, jak bywa ze śpiewem ptaków,  budzące wspomnienia: tak, tę melodię, ten głos  rozpoznaję, towarzyszył mi, gdy... Podczas wędrówki, chyba częściej niż na co dzień, słyszę też własny oddech. Bywa, gdy trzeba mocno się wysilić, także bicie własnego serca. Dziwne to: słyszeć, że żyję. Czasem zaś słyszę ciszę. Wielki skarb pozwalający bezdźwięcznie przemówić ciągle zagłuszanemu przez harmider codzienności sercu.

Jest też i dotyk – poza wzrokiem najbardziej oczywisty, bo nieraz boleśnie dający o sobie znać w kontakcie z twardą ziemią. Pozwalający cieszyć się orzeźwiającym chłodem wody – jakaż rozkosz dla zmęczony stóp – czy łechcącym skórę miłym ciepłem słońca. Pozwalający poczuć gładkość rzecznych kamieni, wilgotną miękkość mchu, szorstkość trawy i chropowatość pokrytych porostami skał.... I wiele innych.

Jest też smak. Nie, nie tylko przygotowanej rano i niesionej w plecaku kanapki. Ani nie tylko pierogów czy schabowego w tej czy innej jadłodajni. Smak borówek, czerwonych jagód, poziomek, malin, ostrężyn, gdzieniegdzie czasem i dziko rosnących czereśni.... Jakże inaczej smakują zerwane z krzaczka, wyrosłe w słońcu czy w cieniu, o różnym stopniu dojrzałości, kosztowane nie hurtem, ale pojedynczo, najwyżej po kilka sztuk. I jedzone dla nich samych, nie jako dodatek do takiego czy innego deseru... Są też przeróżne smaki wody. Tej z mijanych źródeł i strumieni. Z lekką nutą czasem mułu, czasem mchów i wielu innych trudnych do rozpoznania smaków. No i jest smak potu, gdy zalewa oczy i spływa dalej całą twarzą. Smak ceny, jaka trzeba zapłacić za wysiłek.

No i w końcu są też przeróżne zapachy. Zapach spalonego w ognisku drewna, zapach nasiąkniętych dymem kadzideł kościółków, zapach  wody, deszczu, burzy, zapachy pół i łąk, zwłaszcza gdy znajdą się na nich jakieś jałowce; jest zaduch łopuch i olchowych lasków, ostry i suchy zapach sosen, łagodniejszy i bardziej wilgotny świerków i najprzyjemniejszy, najdelikatniejszy i najcieplejszy, lasów bukowych. Jest też zapach wiatru, odkrywany najczęściej, gdy dotkniemy nosem suszonego na słońcu prania. I jest też zapach skał – inny granitów, inni piaskowców, inny wapieni. Ale te odkrywamy raczej przypadkiem, już w domu, dziwiąc się, że pachnie nimi nieopatrznie wycierany o te skały plecak...

Wspaniale, że dobry Bóg dał nam aż pięć zmysłów. Żadna fotografia, żaden film, nie odda chwil, gdy nocą wychodzisz przed namiot i nie tylko widzisz osrebrzony blaskiem księżyca odbijającego się w milionach kropelek rosy świat rosłych świerków i górskich grani, ale jednocześnie słyszysz śpiew dalekich strumieni, czujesz zapach wypalonego ogniska, smakujesz rześkość powietrza, a  jednocześnie dotyk mówi ci „tak, to nie fatamorgana,  ja tu jestem naprawdę”. I pewnie nawet to wszystko połączone razem nie dałoby takiego efektu, gdyby Bóg nie dał nam jeszcze jednego: duszy, serca, uczuć.

Bóg jest dobry, bo prócz rozumu i woli dał nam uczucia i pięć zmysłów, pozwalających kosztować piękna tego świata.  A może, choć trudno to sobie wyobrazić, istnieją jeszcze inne zmysły, dla nas w tym życiu niedostępne, ale które posiądziemy w życiu przyszłym? Trudno powiedzieć. Bo przecież ani oko nie widziało ani ucho nie słyszało, jak wielkie rzeczy przygotował nam Bóg.

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..