Liturgia nauczycielką

Katarzyna Solecka Katarzyna Solecka

publikacja 09.08.2022 12:00

Uczyć się (Bożego!) świata mozolnie, poddać się dyscyplinie, rozpoznawać to, co jest.

Pisał o tym, że trzeba umieć czytać rzeczywistość, zaczynać od tego, co w rzeczach już jest. Że jasna być dla nas powinna na przykład dwuznaczność żywiołów: woda, która niszczy i oczyszcza, której głębia kusi i obmywa, która potrafi być zdradziecka i życiodajna – wykorzystana w liturgii, poświęcona – zostaje poddana władaniu Stwórcy, staje się znakiem działania Jego niewidzialnej łaski. Proponował, na jakiej drodze uczyć dzieci – i samych siebie – Bożych spraw. Powiedzieć na przykład o wielkości Boga i o tym, jak mały, ubogi jest człowiek; tak więc przed Nim trzeba zachowywać się skromnie, „zrobić się mniejszym” – uklęknąć.

Romano Guardini wskazywał, jak wiele zależy od jakości liturgii sprawowanej we wspólnotach parafialnych – bo w taki sposób jesteśmy przecież w Kościele: jest on „żywym ciałem, które jest nam dane tam, gdzie się znajdujemy, we wspólnocie z właściwymi dla niej relacjami, zadaniami, potrzebami, jej pięknem i jej ubóstwem”.

Dzisiaj nie ma w tym pewnie nic na pierwszy rzut oka odkrywczego (mówiono nam o tym nie raz), choć wiele pozostało do odkrycia w tym sensie, że każdy musi to odkryć na własny użytek (choćby zobaczyć to „my” Kościoła w ludziach stojących obok podczas liturgii). Co zastanawia? Po pierwsze to, czy my jeszcze umiemy czytać rzeczywistość – jak na przykład zobaczyć naturę Kościoła, widząc, kto stoi w sąsiednich ławkach „ja i ci po mojej prawej i lewej stronie; starszy człowiek przede mną, kobieta z zatroskaną twarzą”…? Takie ćwiczenie proponuje na początek Guardini, każąc przezwyciężyć „indywidualistyczne wyobcowanie”. Celem jest tu porzucenie „arystokratyczno-ezoterycznej obawy przed tłumem, zbyt dużej wrażliwości, zobojętnienia na innych, duchowej ociężałości”.

Po drugie – co ważne – konkret (owi ludzie stojący najbliżej) jest tu punktem wyjścia. Konkret. Jak pisze: „Jednostka musi całkowicie uniezależnić się od tego, czy «czuje» wspólnotę, czy też nie. Nie chodzi tutaj o przeżycie, lecz o dyscyplinę, o świadomą postawę, której trzeba się nauczyć. To, co ją napełnia, to nie odczucie ze spotkania religijnej sekty, ale świadomość obejmującej świat całości Kościoła i wola, aby być tej całości częścią. Świadomość samego siebie musi rozszerzyć się na wspólnotę, aby wielkie «My» stało się podmiotem modlitwy i składania ofiary. Trzeba przekroczyć skupienie się na sobie, aż to, co stanowi życie innych ludzi, ich troski, ich cierpienie, ich cele, nauczymy się przyjmować jak własne”.

Wydaje się, że dzisiaj z łatwością człowiek czyni sobie bożka, wynosząc na piedestał własne doświadczenia i przeżycia, także te duchowe. Tak często to one właśnie stają się najważniejszym wyznacznikiem wyborów, rozumienia świata, kierunkowskazem, który wskazuje nam drogę. Przykłady możemy wskazać z łatwością.

Uczyć się (Bożego!) świata mozolnie, poddać się dyscyplinie, rozpoznawać to, co jest. Wskazówki Guardiniego mogą być dla nas tylko piękną teorią. Lub nie.

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..