Kmicicowa kolubryna

Katarzyna Solecka Katarzyna Solecka

publikacja 09.03.2021 17:42

Takie działo może się okazać co najwyżej wiwiatówką.

Wielkopostne wątki to taki wdzięczny temat. Wypowiadając się, czujemy się jak specjaliści, tak jakbyśmy mieli za sobą lata owocnej praktyki… Miłe uczucie – dzisiaj więc o Wielkim Poście raz jeszcze.

Oczywiście odwoływanie się w tym momencie do zbiorowej wyobraźni może okazać się ryzykowne. Co na Jasnej Górze robił Babinicz – wiedzą to pewni ci z sięgającą odpowiednio wstecz metryką, owi wytrawni czytelnicy karmieni zresztą kiedyś co święta telewizyjną ekranizacją „Potopu”. Pozostali, młodsi, wiedzą niekoniecznie. Ale niech tam. Andrzej Kmicic budzi sympatię i jest na tyle charakterystyczną postacią, że warto z odwołania się doń skorzystać. Zubożały szlachcic, gorąca głowa, szczery w miłości, odważny w walce, błądzący, ale i okazujący skruchę, nagrodzony zasłużonym szczęściem – słowem: bohater.  

Oczywiście my, racjonaliści, nie umiemy nie pamiętać, że sporo w tym Sienkiewiczowym obrazie nadinterpretacji i pisarskich dobrych chęci. Na przykład uważa się dzisiaj, że pod Jasną Górą w ogóle nie było najcięższych dział, takich jak kolubryny. A i Kmicicowa metoda wepchania do lufy nabitej prochem kiełbasy nijak się nie zgadza z prawami fizyki, tak się po prostu nie da unieszkodliwić takowej maszynerii. Niby wiemy, że pisana ku pokrzepieniu serc opowieść rządzi się własnymi prawami. A jednak w naszym umyśle coś zgrzyta – jak ma nas pocieszać coś, co stoi w niezgodzie z faktami?

Ale niech tam. Przecież gdybyśmy tak przenicowali tę historię, wiele tu mamy kapitalnych obrazów kluczy. Oto pokutnik znajduje miejsce w kościele i tu właśnie jego umiejętności mogą być najlepiej wykorzystane; staje wraz z innymi naprzeciw potęgi, staje po stronie słabych; potyka się z wrogiem i zwycięża, mimo że niewiele miał szans. Czy to nam aby kogoś nie przypomina? Czy nie przywodzi nam na myśl własnej, wielkopostnej sytuacji? Oczywiście elementarne proporcje zachowajmy – daleko nam do Kmicica. Jednak i my, grzesząc, przyczyniliśmy się do tego, że zło zdaje się zalewać współczesny świat. Możemy się oczywiście pocieszać, że gdzie indziej jest gorzej, jednak czy nie przystoi nam raczej wziąć przykładu z Babinicza? Wkroczenie na drogę pokuty, drogę wynagradzania zakłada jedną konkretną i konieczną decyzję. Bo odkrywając własną słabość, zdarza się i tak, że wkraczamy raczej na ścieżkę nieustających analiz, wyrzutów sumienia, zamknięcia serca w obliczu przyszłości…

Wytoczone przeciw nam kolubryny grzmią, kruszą mury, budzą świadomość nieuchronnej klęski. Jednak po bliższym przyjrzeniu się takie działo może się okazać co najwyżej wiwiatówką. Kościół: ten nasz, jasnogórski, polski, powszechny –  owo „gniazdo strachów, zabobonu, czarów z dymem się rozwieje” – tak miało być. A jednak tak się nie stanie. Bo mamy przychylność niebios, modlitwę wielu za plecami, odpowiednie narzędzie w rękach.

 

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..