"To jest wi-de-lec. Powtórzcie!"
P. Władysława Świętek ze swoimi, jak ich sama określa, "kolumbijskimi dziećmi" kam

"To jest wi-de-lec. Powtórzcie!"

Brak komentarzy: 0

kam

publikacja 24.07.2016 19:06

Władysława Świętek zaprosiła pod swój dach kolumbijskie rodzeństwo. Ponieważ nie zna języka hiszpańskiego ani angielskiego postanowiła nauczyć gości polskiego w sposób praktyczny! "To jest wi-de-lec!"

We wrocławskiej parafii Opatrzności Bożej trudności komunikacyjne między gospodarzami, a pielgrzymami Światowych Dni Młodzieży nie istnieją albo przynajmniej pokonuje się je różnymi kreatywnymi sposobami.

- Podczas pierwszego wspólnego wieczoru oprowadzałam ich po mieszkaniu i nie patyczkowałam się: opowiadałam wszystko po polsku - mówi Władysława Świętek, która ugościła rodzeństwo: troje Kolumbijczyków.

Pierwszy wspólny posiłek miał formę zapoznawczą, dlatego nie zabrakło w nim elementów komicznych.

- Zaprosiłam ich do stołu i podałam kolację. Przyrządziłam botwinkę z jajkiem. Patrzę, oni czekają, nie rozpoczną dopóki wszyscy nie usiądziemy. To bardzo kulturalne - opowiada wrocławianka.

Ucieszyła ją szczególnie wspólna modlitwa przed jedzeniem.

- Wszyscy zrobiliśmy znak krzyża, oni pomodlili się po swojemu i ja po swojemu. Usiedliśmy. Patrzą w talerze, nie wiedzą, co to za zupa, więc ja szybko wyciągnęłam wielkiego buraka z lodówki i pokazuje im, że zupę z tego robiłam i żeby się nie bali! Rozbawiło ich to, kiwnęli głowami - relacjonuje gospodyni.

Prawdziwa lekcja polskiego czekała Latynosów kilka chwil później.

- Wzięłam sztućce do ręki i mówię im po polsku wyraźnie: "To jest wi-de-lec. Powtórzcie!" I oni powtarzają: wi-de-lec. Potem łyżkę i nóż wyjaśniłam tak samo. Na koniec dodaję: "Nauczcie się polskiego, bo się nie dogadamy!". I uśmiecham się. Wiem, że nic nie zrozumieli, ale szczerzą ząbki. Było wesoło - kwituje p. Władysława.

Poprosiła syna, który dobrze włada językiem angielskim, o pomoc w tłumaczeniu.

- Tylko mu od razu zastrzegłam: mów prawdę, żebyście się ze mnie nie nabijali! (śmiech) - dodaje mieszkanka Nowego Dworu.

Kolumbijska młodzież dowiedziała się m.in., że ich gospodyni przeszła na pieszo dystans Wrocław-Rzym. Goście wykazali podziw i gratulowali nie lada wyczynu. Swoje 5 minut miał też polski ogórek kiszony.

- Młodzi Latynosi zdziwili się, że wyciągam kiszonego ogórka ze słoika. Uczyłam ich, jak go jeść, jak kroić. Nie wiedzieli, że ogórki można trzymać w jakiejś wodzie w słoiku - dzieli się p. Władysława.

Polka otworzyła bez krępacji drzwi do swojego domu przybyszom zza Oceanu Atlantyckiego. Traktuje ich jak swoje dzieci. Młodzi Kolumbijczycy także pałają do niej wielką sympatią, a swoją wdzięczność za opiekę i gościnność wyrażają nie tylko po hiszpańsku, ale także poprzez gesty - uśmiech i przytulenie. I kto teraz powie, że nie znając języka nie można się dogadać? 

To międzypokoleniowe spotkanie kultur na pewno przyniesie jeszcze wiele ciepłych wspomnień.

Pierwsza strona Poprzednia strona Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..