Może trudno w to uwierzyć, ale i ludzka nieprawość wpisana jest w Boże plany.
Wszyscy przed wyjazdem mówili mi, że powinienem się bać, więc czuję się dość nieswojo. Cieszący się nie za ciekawą opinią Baalbek w libańskiej Dolinie Bekaa. Złowrogo powiewające na ulicach czarne flagi z pomarańczowymi napisami w języku arabskim. Czasem żółte flagi Hezbollachu, na której w jedną z liter wkomponowany jest kałasznikow. Wielkie plakaty z owiniętymi w czerń przywódcami religijnymi. Od czasu do czasu wielkie portrety wojowników, których niedawno zabiły izraelskie drony… No i ten ktoś, kto zdezelowanym gruchotem podjeżdża pod naszego busa. Chce sprawdzić cośmy za jedni? E, chyba tylko zawraca. Za to gdy zaczynamy zwiedzanie dość dobrze zachowanych ruin rzymskich świątyń, starszy pan, dowiadując się, że jesteśmy Polakami, zaraz chwali się znajomością paru słówek. Za chwilę inny, młody, z brodą czarną jakby ufarbował pastą do butów, słysząc nasz język przyjaźnie oznajmia, że na co dzień to mieszka w Łodzi, a tu tylko przyjechał w odwiedziny. Nikt chyba jednak na nas, obcokrajowców i chrześcijan, tu nie czyha - pomyślałem. A i te czarne z pomarańczowymi napisami flagi okazują się pozostałością po niedawnym szyickim święcie. Spokojniej niż można by się spodziewać po tym, o czym informują zachodnie i polskie media. Zwłaszcza że od czasu do czasu na drogach wojskowe posterunki: w razie potrzeby…
Za to gdy wieczorem wracamy do hotelu i w całkiem już spokojnych okolicach stołecznego Bejrutu odpalam Twittera... Nie, aż nie chce się wracać do Polski. Poziom agresji – na razie słownej – przerażający. Jakby to w Polsce trwała jakaś wojna domowa. Tak, wiem, parę dni później, gdy na boisko w Izraelu spadnie rakieta, nad Libanem zaciąży widmo nowej wojny (piszę te słowa parę dni przed publikacją). Choć, znając trochę tamtejsze układy, zapewne nie „totalnej”. Jednocześnie jednak usłyszę o antychrześcijańskim skandalu podczas pokazu inaugurującego olimpiadę w Paryżu. A potem o zawieszeniu przez władze telewizji publicznej znanego dziennikarza sportowego za to, że ośmielił się wypowiedzieć o sprawie niezgodnie z obowiązującą polityczną poprawnością. I zastanawiam się w czyich sercach więcej nienawiści? Czy faktycznie w tych, którzy, owszem, potrafią zabijać, ale dla dobra wspólnego potrafią też gniew powściągać, czy tych, którzy mając głęboko w nosie współobywateli i nie mając żądnych hamulców, gotowi są permanentnie niszczyć inaczej myślących?
To nie jest chrystianofobia. Nie fobia. To raczej niespecjalnie już nawet skrywana nienawiść do wszystkiego, co chrześcijańskie. I wszystkich, którzy wiarę w Chrystusa w miarę konsekwentnie wyznają. Czy zjawisko zacznie niebawem wygasać, czy raczej będzie się pogłębiać, nie mam zamiaru zgadywać. W każdym razie warto przygotować się na trudne czasy. Przygotować serca i ducha… Między innymi odpowiadając sobie na pytanie dlaczego Pan Bóg na to pozwala? Dlaczego widząc tyle krzywd spotykających Jego wybranych nie reaguje? Zapomniał o nas? Z powodu naszych grzechów ma nas dość?
Jest w szóstym rozdziale Apokalipsy taka scena, gdy otworzona zostaje piąta pieczęć opisanego wcześniej zwoju. Dusze zabitych „dla słowa Bożego i dla świadectwa jakie mieli” pytają wtedy: „Jak długo jeszcze Władco święty i prawdziwy, nie będziesz sądził i wymierzał za krew naszą kary tym, co mieszkają na ziemi?” W jednym z komentarzy do tej księgi znalazłem wytłumaczenie, że w tym zwlekaniem Boga chodzi o dwie rzeczy. Po pierwsze o to, że cierpienie powodowane złem prowadzić może do opamiętania się. No bo dopóki jest jako tako, jako taka jest też wiara wielu chrześcijan: Panu Bogu świeczkę, diabłu ogarek. Prześladowanie sprawia, że człowiek albo ucieka (co też dziś obserwujemy) albo zaczyna swoją wiarę traktować bardziej serio. To swoiste oczyszczenie.
A po drugie? Chodzi o to, by dopuszczający się nieprawości w pełni pokazali swoje zepsucie. Gdyby Bóg reagował natychmiast mówiono by, że zostali ukarani zbyt surowo; że ukarał ich za drobiazg, jakąś jednorazową wpadkę. Czekając, owszem, Bóg daje szansę na opamiętanie się. Ale jednocześnie w odniesieniu do tych, którzy z tej okazji nie korzystają, jasnym z czasem staje się, że w pełni na surowy sąd zasługują.
Przyszły na wierzących w Chrystusa trudne czasy? To szansa, by letni stali się gorącymi. I możemy naprawdę być spokojni: Bóg kiedyś te nieprawości osądzi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.