Niezwykle trudne warunki powodują, że wielu spośród uczestników wypraw odczuwa potrzebę realizowania swoich religijnych potrzeb także i na Białym Lądzie. Nieustanny kontakt z zagrożeniem życia powoduje, że duchowa sfera naszego życia jest w o wiele większym stopniu obecna tutaj niż w innych miejscach.
Wieczór – najpiękniejsza pora dnia. Oto minął dzień, wypełniony zwykłą codzienną krzątaniną, pełny rozgardiaszu, napięcia, troski i nieustannego zastanawiania się czy wszystko zostało zrobione tak jak trzeba. Nic więc dziwnego, że chyba wszyscy lubimy chwile wieczornego wytchnienia, gdy zachodzące słońce pozwala nam na chwilę spokoju i marzenia. Za nami kolejny pracowity dzień. Ale są takie dni i taka praca, która nie męczy, a wręcz przeciwnie – napełnia nas radością. To dni wypełnione przygotowaniami przedświątecznymi. Pomimo rozgardiaszu i bałaganu jest to praca która sprawia radość. Czy istnieje coś bardziej radosnego od ubierania choinki?
Atmosfera tych dni ma w sobie coś niezwykle specyficznego. Zwłaszcza wieczerza wigilijna ma wymiar niemalże sakralny. Nasze myśli wędrują wtedy także do tych którzy są daleko od nas, łączymy się w wielką wspólnotę. Niezależnie od naszych przekonań, miejsca pobytu, w ten jeden wieczór stajemy się wszyscy wielką rodziną. Warto wtedy pamiętać także o tych, którzy spędzają święta na krańcach świata, w tym także o naszych polarnikach, spędzających święta na antarktycznej stacji im. Arctowskiego na wyspie Króla Jerzego. Tak opisał swoją Wigilię Jan Terelak w książce „Introspekcje antarktyczne”. Był to rok 1978, stacja istniała dopiero półtora roku, wszystko było jeszcze w trakcie rozruchu, ale wieczerza wigilijna była wyjątkowa:
Przed południem ubierałem w jadalni choinkę. Jest skromna, lecz kolorowa. Biedziliśmy się długo, jak w niewielkiej jadalni pomieścić 70 osób... Menu było bardzo urozmaicone. Na pamiątkę zanotowałem: „śledź w oliwie, rolmopsy, sandacz w galarecie, halibut po grecku, nototenia a la bomba, halibut panierowany, smażony, kapusta z grzybami, barszcz czerwony z uszkami...
Nastrój świąteczny był autentyczny, choć wszystkim przeszkadzało świecące za oknem słońce (białe noce). Brakowało więc tylko pierwszej gwiazdki i... najbliższych z rodziny. Wznieśliśmy za nich toasty, śpiewaliśmy kolędy”. Tak w skrócie wygląda opis Wigilii na stacji antarktycznej. Można powiedzieć, prawie jak w domu.
Nie zawsze jednak święta spędzano w tak dobrych warunkach. Pierwsze święta Bożego Narodzenia w rejonie Antarktyki, spędziła w czasie swojej trzeciej wyprawy brytyjska ekspedycja pod dowództwem J. Cooka. W dniu 25 grudnia 1776 r. statki ekspedycji wpłynęły do zatoki – Baie de I’Oiseau – Zatoki Ptaków i tutaj w miejscu nazwanym – Port Christmas – spędziły święta. Ekspedycja pozostała do dnia 31 grudnia. Wrażenia były tak przygnębiające, że jak zanotował w swoich „Dziennikach” J. Cook najbardziej odpowiednią nazwą dla tych wysp byłaby nazwa – Wyspy Spustoszenia – Desolation.
Nie były to, zapewne ze względu na otoczenie, zbyt radosne święta, ale na pewno także i tutaj wieczerza wigilijna była wydarzeniem wyjątkowym, zwłaszcza dla żeglarzy zagubionych na nieznanych do tej pory wodach.
Nie wszystkim jednak było dane spędzić ten dzień w tak dobrych warunkach. Na początku XX w. do Białego Lądu zmierza inna brytyjska wyprawa. Tym razem R. Scott – dowódca wyprawy, zamierza zwyciężyć w wyścigu do bieguna południowego. Niestety, od początku przyroda nie sprzyjała planom. Zamiast na lądzie, święta Bożego Narodzenia 1910 r. ekspedycja spędziła na statku „Terra Nova” uwięziona przez pak lodowy. Pomimo przeciwności załoga nie straciła dobrego humoru. W swoich wspomnieniach uczestnik wyprawy A. Cherry-Garard tak opisuje święta:
Wątpię, żeby ktokolwiek, siedząc w domu, spędził bardziej udane święta Bożego Narodzenia. Było spokojnie i pięknie, dookoła roztaczał się pak. O dziesiątej msza i mnóstwo kolęd, potem ozdabianie mesy flagami, których używa się podczas wypraw polarnych.” – A.Cherry-Garrard „Na krańcu świata”, s. 82.
Następne święta uczestnicy wyprawy spędzili w marszu na biegun. Nie było już czasu i możliwości na świąteczny oddech. Ale nawet i w tych jakże ekstremalnych warunkach, znalazła się chwila na świąteczną atmosferę. Tak dzień opisuje porucznik Bowers:
25 grudnia. Boże Narodzenie. Dziwne to i męczące święta. Wiatr, który wczoraj cały dzień wiał nam w twarze, dzisiaj się jeszcze nasilił... Zjedliśmy świąteczne śniadanie z niewielkim dodatkiem końskiego mięsa. Znów ruszyliśmy na południe... Kiedy wreszcie stanęliśmy i okazało się, że przebyliśmy ponad dwadzieścia trzy kilometry, Scott zaproponował: „To co, dwadzieścia pięć kilometrów na Gwiazdkę? – na co chętnie się zgodziliśmy, bo taka okrągła liczba wygląda znacznie lepiej”, s. 347. il. 4 Dzień powszedni i świąteczny w bazie wyprawy R. Scotta – BAT 2010
Niestety, pomimo zdobycia bieguna nie dane było uczestnikom wyprawy wrócić do ojczyzny i spędzić następne święta w gronie rodzinnym. Pozostali na zawsze na Białym Lądzie. Nie tylko oni. Na Białym Lądzie pojawiają się krzyże. Pierwszym symbolem religijnym, który na stałe wpisał się w krajobraz, jest duży pamiątkowy krzyż, postawiony na wzgórzu Wind Vane Hill na przylądku Cap Evans. W ten sposób uczczono pamięć trzech członków Trans Antarktycznej wyprawy pod dowództwem E. Shackletona. Wyprawa została podzielona na dwie części. Jedna, pod dowództwem E. Shackletona na statku „Endurance” miała rozpocząć wyprawę od strony M. Weddella i poprzez biegun płd. dokonać przejścia całego kontynentu. Zadaniem drugiej części wyprawy, pod dowództwem E. Mackintosha na statku „Aurora” było przygotowanie składów żywnościowych na trasie od M. Rossa do bieguna. Losy obu wypraw zakończyły się niepowodzeniem. Grupa operująca na M. Rossa dodatkowo przeżyła tragedię w postaci śmierci trzech uczestników wyprawy, w tym dowódcy A. Mackintosha. Oprócz niego zmarli Spencer-Smith i Hayward.
Niezwykle trudne warunki powodują, że wielu spośród uczestników wypraw odczuwa potrzebę realizowania swoich religijnych potrzeb także i na Białym Lądzie. Nieustanny kontakt z zagrożeniem życia powoduje, że duchowa sfera naszego życia jest w o wiele większym stopniu obecna tutaj niż w innych miejscach. Z tego też powodu, pojawiają się wśród polarników także tak niecodzienni uczestnicy wypraw jak duchowni. Pierwszym duchownym jaki dotarł na Antarktydę był ks. Wiliam Menster , kapłan z Archidiecezji Dubuque, w stanie Iowa. W 1946 r. uczestniczył w czwartej antarktycznej wyprawie adm. Byrda, znanej pod nazwą Operacja Highjump. Uczestniczyło w niej w sumie aż 14 statków US Navy. Ks. Menster był kapelanem wyprawy i to właśnie on jako pierwszy ksiądz odprawił w 1947 roku mszę na lądzie. Jak napisał w swoich pamiętnikach:
Był to kulminacyjny punkt mojego życia. Dzień pierwszej mszy i pobłogosławienie Antarktydy. Ta pierwsza msza na kontynencie została odprawiona w tymczasowym namiocie zorientowanym na wschód lub w kierunku, który uchodzi za wschodni, gdy jest się na dnie naszej planety.
Od tej pory obecność kapłanów w bazach antarktycznych oraz ich uczestnictwo w badaniach naukowych jest już stała. W latach 1957-58 zimuje jezuita o. Henry Birkenhauer prowadząc jednocześnie badania sejsmologiczne. Zresztą jezuici zdominowali Antarktydę prowadząc, zwłaszcza na przełomie lat 50/60 badania geologiczne, astronomiczne oraz geofizyczne Byli to m.in. ojcowie Daniel Linehan, Edward Bradley i J.Joseph Lynch.
W chwili obecnej zarówno na kontynencie jak i w rejonie morskiej Antarktyki istnieje około 90 stacji badawczych. Mniej więcej połowa z nich jest wykorzystywana jedynie w sezonie letnim, ale pomimo to większość z nich posiada wydzielone miejsca służące jako doraźne kaplice. Jednak istnieje kilka stacji w których możemy znaleźć nie tylko kaplice ale także kościoły. Regularnie odprawiane są w nich dla polarników uroczystości religijne.
Pierwszym stałym obiektem sakralnym na Antarktydzie jest zbudowana w 1956 r. w amerykańskiej stacji McMurdo na wyspie Rossa Śnieżna Kaplica.
W roku 1978 została zniszczona przez pożar, a następnie odbudowana i ponownie konsekrowana w 1989 r. Jednym z najciekawszych elementów wystroju jest witraż przedstawiający Antarktydę.
W chwili obecnej, kaplica ma charakter ekumeniczny. Jest otwarta nie tylko dla katolików, ale także dla protestantów a nawet dla przedstawicieli religii niechrześcijańskich – buddystów, bahaistów. Kaplica jest na tyle duża, że może pomieścić nawet 1000 osób.
Tymczasem we wrześniu 2015 r. po prawie 58 latach nieprzerwanej posługi zamknięto katolicką „kaplicę śnieżną” na terenie amerykańskiej bazy McMurdo, w której pierwszą mszę św. odprawiono 25 grudnia 1957. Pracujący tam dotychczas amerykański kapłan Dan Doyle, który powrócił już do Stanów Zjednoczonych, zapowiedział, że religijne potrzeby pracujących wśród śniegu i lodów naukowców będą zaspokajać duchowni różnych wyznań, którzy będą tam dojeżdżać co pewien czas. Także i tutaj dotarły oszczędności finansowe.
Drugim niezwykle ciekawym obiektem sakralnym jest wybudowana na Ałtaju w Syberii, a następnie przewieziona na wyspę King George do rosyjskiej stacji Bellinghausen, cerkiew Trójcy Świętej. Jest to niezwykły obiekt wybudowany w całości z drewna – cedru syberyjskiego. Pierwsze nabożeństwo zostało odprawione 8 stycznia 2004 r. Konsekracja cerkwi miała natomiast miejsce w lutym 2014 roku (...)
Najstarszym budynkiem sakralnym w obrębie Antarktyki jest wybudowany w 1913 r. neogotycki kościół w Grytviken – stolicy Południowej Georgii. Został wzniesiony przez wielorybników, stąd też znany jest jako „Kościół Wielorybników”. Inicjatorem budowy był twórca miasta wielorybników – kapitan Carl Larsen.
Stacja została zamknięta w 1966 r., ale kościół poddany renowacji w 1998 r. pełni nadal swoją funkcję religijną. Czasem zawierane są w nim śluby, zwłaszcza gdy zawierane są one przez potomków pochowanych na miejscowym cmentarzu wielorybników.
Jedynym czynnym przez cały rok kościołem w rejonie Antarktyki jest kaplica pod wezwaniem Matki Bożej Wiatrów – Notre-Dame des Vents – znajdująca się w francuskiej bazie Port-aux-Français położone na wyspach Kerguelena wchodzących w skład TAAF – Francuskiego Terytorium Antarktycznego. Kaplica została wybudowana w 1957 r. Inicjatorem budowy był uczestnik wyprawy, ksiądz Andre Beauge. Kamień węgielny pod budowę kaplicy położony został 6 grudnia 1957 r. przez M. Raulin, która w tym miejscu zawarła związek małżeński z M. Pechenart. Kaplica w całości wykonana z betonu zbudowana została zgodnie z zasadą „złotego podziału” będącej symbolem doskonałej symetrii istniejącej w świecie.
Na brzegu wyspy przed kaplicą widzimy wyrzeźbioną w dębie rzeźbę Matki Bożej z Dzieciątkiem. Szaty są rozwiane zgodnie z kierunkiem wiatrów wiejących na wyspie. Matka Boża Wiatrów jest patronką wszystkich zagubionych w morzu. Rzeźba powstała w 1950 r., jej autorem jest Feliks Ferioli. Na wyspach wchodzących w skład TAAF znajdują się jeszcze dwie kaplice. Jedna na wyspie Amsterdam w bazie Martin de Vivies. Jest to niewielka kaplica pod wezwaniem Matki Bożej Patronki Oceanu – Notre Dame de l’Ocean.
Kaplica czynna jest najczęściej w niedzielę, wtedy odprawiane są w niej nabożeństwa. Ostatnia kaplica jest usytuowana na wyspie Possesion wchodzącej w skład archipelagu Crozeta, na terenie założonej w 1974 r. bazy antarktycznej im. Alfreda Faure.
Kaplica powstała w 1984 r. Kaplica pod wezwaniem Pani Ptaków – Notre-Dame des Oiseaux – poświęcona jest pamięci młodego ornitologa Pierre Frigola. Rok wcześniej spadł z urwiska na przylądku Gaussa w trakcie badań.
Cechą charakterystyczną kaplicy jest dzwon wykonany w odlewni w Francji i przywieziony na wyspę w 1994 r. Został on zawieszony na drewnianej dzwonnicy wykonanej przez stolarza N. Douauda i nosi imię „Anna” – patronki stolarzy artystycznych. W 2014 r. wykonana została renowacja kaplicy. Dotychczasowa drewniana dzwonnica nie wytrzymała siły wiatrów i dzwon musiano zainstalować na bardziej solidnej dzwonnicy. Nie tak estetycznej, ale za to mającej większe szanse na przetrwanie.
W ten oto sposób dokonaliśmy przeglądu kościołów i kaplic jakie możemy spotkać w Antarktyce. Odległość od domów rodzinnych, poczucie pustki i zagubienia powoduje, że zarówno uczestnicy wypraw polarnych jak i turyści odwiedzający coraz liczniej rejony polarne, także i ci niewierzący, chętnie korzystają z możliwości uczestniczenia w życiu religijnym tych małych wspólnot. Zwłaszcza święta Bożego Narodzenia będące najbardziej rodzinnymi świętami, powodują że praktycznie wszyscy odczuwają wręcz sakralną atmosferę świąt. Możliwość uczestniczenia w tych dniach w mszach i nabożeństwach jest na pewno jednym z najbardziej niezwykłych doznań jakie można przeżyć na tych, jakże odległych od domów rodzinnych, miejscach.
Pamiętajmy więc przy stole wigilijnym także o tych wszystkich polarnikach, którzy w ten szczególny dzień spotykają się, tam gdzie jest to możliwe, w swoich polarnych kościołach i kaplicach, łącząc się w ten sposób z wszystkimi ludźmi dobrej woli.
*
Powyższy tekst pochodzi z "Filatelisty. Pisma Polskiego Związku Filatelistów (nr 12/1130)". Warto jednak dodać, że niedawno, nakładem Wydawnictwa Poligraf, ukazała się książka Andrzeja Szostaka "Z pingwinami na krańcu świata, czyli Biały Ląd w filatelistyce", a jej okładka prezentuje się tak:
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).