Czarne chmury nad Polską. Ale póki słoneczna majówka...
Pierwszy dzień maja, a więc też pierwszy (choć pewnie dla niektórych już piąty) dzień długieeeego weekendu…. Święta grilla, jak mawiają niektórzy. Trzeba by myśli skierować ku niebieskim migdałom, ale… Trudno niektóre rzeczy całkiem przemilczeć. Pisanie o zbliżających się wyborach do europarlamentu i związanych z tym obawami czy nadziejami można sobie jeszcze podarować. Podobnie z informacją, że Unia zamierza dopłacać do samochodów elektrycznych: czytaj, ratować naszymi pieniędzmi całkiem chybiony pomysł. Ale to, co dzieje się w świecie naszej polityki i przyległości… Nic nie napisać? Udawać, że tego nie ma? Nie, nie chcę się nad tym rozwodzić. Każdy uczciwie patrzący na sprawy widzi co się dzieje. Trzeba to jednak w cotygodniowym komentarzu choćby zauważyć. Dla mnie to przerażające. Widząc to zaślepiające i niepohamowane pragnienie zemsty oraz poziom zakłamania urągający mojej pamięci i inteligencji zaczynam od czasu do czasu ciągnąć nosem, czy przypadkiem nie wyczuję smrodu siarki…
No ale w święta grilla może lepiej o czym lżejszym. Ot, o przyjęciu przez sejm ustawy uznającej śląski za język regionalny. Szczerze? Może lepiej delikatniej: kompletnie tego nie rozumiem. No, chyba że chodzi tylko o fundusze dla tych, którzy tym językiem się zajmują. Bo poza tym….
Każdy kto miał kontakt z ludźmi z różnych części Górnego Śląska wie, że wszędzie mówi się trochę inaczej. Inaczej w tej najczarniejszej z czarnych (choć teraz mocno zielonej) części Górnego Śląska, czyli w Chorzowie, Świetochłowicach czy mojej Rudzie Śląskiej, a inaczej w Radzionkowie czy jeszcze inaczej Rybniku i okolicach. O Śląsku Cieszyńskim już nawet nie mówiąc. Co okaże się „dialektem toskańskim” śląskiego? To, jak się „godo” w Radlinie? Jeśli dotąd mówiłem że „ida do dóm” (takie „o” mocno wchodzące w „u”) to teraz będę musiał mówić, jak w rybnickim, że „ida du dom” („o” z ledwie słyszalnym „u”)? Nie chcę zanudzać przykładami, ale jest tych różnic cała masa… Czego będę uczyli w szkole? Jeśli będą uczyli…
Albo te „dwujęzyczne” tablice z nazwami miejscowości, o możliwości instalowania których pisano w mediach… O ile wiem i autochtoni nie mają jakiejś wiedzy tajemnej na ten temat, to Katowice to Katowice, Bytom to Bytom, Tychy to Tychy, Mikołów to Mikołów, Zabrze to Zabrze. I nawet Rybnik to Rybnik, Żory to Żory a Wodzisław to Wodzisław. No, może będą Gliwice i Glywice, Świętochłowice i Świyntochlowice, Ruda Śląska i Ruda Ślonsko… Szkoda pieniędzy na drugie tablice prawda? W tej mojej Rudzie Śląskiej z nazwami dzielnic też nie za bardzo. Ruda to Ruda, Orzegów to Orzegów, Godula to Godula, Chebzie to Chebzie, Bielszowice to Bielszowice, Bykowina to Bykowina… No, Kochłowice mogą zostać Kochlowicami, Halemba Halymbom, a Wirek Wiyrkiem. I tylko moja dzielnica, Nowy Bytom, może zyskać oficjalnie drugą nazwę ... Fryna. Albo Fryncita. To używane przez nas i okolicznych spolszczenie niemieckiej nazwy tej dzielnicy, „Friedenshütte” czyli „Huta Pokój”.
Szkoda słów. Najgorsze (choć oczywiście nie straszne), że stoi za tym przeświadczenie nie tak wielkiej znowu grupy ludzi tu mieszkających, że bycie Ślązakiem musi stać w opozycji do bycia Polakiem. No, pewnie do bycia Niemcem czy Czechem konsekwentnie też. Dziwie się temu, bo… Jeśli miałbym powiedzieć jak ja się identyfikuję – a jestem na Śląsku w każdej linii przodków co najmniej „od pradziada”, to powiedziałbym, że najpierw jestem człowiekiem, potem chrześcijaninem, potem katolikiem, a potem Polakiem i w końcu Ślązakiem. Jak bycie człowiekiem nie przeszkadza mi być chrześcijaninem, bycie katolikiem – Polakiem, tak i bycie Polakiem nie przeszkadza mi czuć się Ślązakiem. Trzeba koniecznie w opozycji do polskości? Taka „wielopoziomowa identyfikacja” ma dobre strony. No bo jak jakiś Niemiec czuje się Ślązakiem, to już jest między nami nić porozumienia, prawda? Takie pogranicza (niegdysiejsze) zawsze są tym, co może stępić ostrze nacjonalizmów...
Oczywiście nic nie poradzę na to, że ktoś czuje jak czuje. Narzucanie „czucia się” byłoby zresztą dziś mocno politycznie niepoprawne... Choć, co powinno zdumiewać, niektórych z powodu takich różnych deklaracji jednak zamykają w psychiatryku… W każdym razie chciałbym zapewnić mieszkańców innych regionów Polski, że tych, którzy nie stawiają swojej śląskości w opozycji do polskości (czy niemieckości) jest tu znacznie więcej. I gdyby doszło do jakiegoś plebiscytu, to nie ma obaw :)
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.