"Żadne sentymentalne lub banalne słowa nie mogą opisać utraty dziecka i one nie próbują tego robić" - powiedział Franciszek w sobotę rano na audiencji dla włoskiej grupy stowarzyszenia Talità Kum rodziców, którzy stracili dziecko.
Papież Franciszek nie udzielił żadnych "retorycznych lekcji" rodzicom ze stowarzyszenia Talità Kum z północnowłoskiego miasta Vicenza, którzy stracili dziecko, ponieważ - jak sam podkreślił w swoim przemówieniu - "utrata dziecka jest doświadczeniem, które nie akceptuje teoretycznych opisów i odrzuca banalność religijnych lub sentymentalnych słów, jałowych zachęt lub fraz okolicznościowych, które, starając się pocieszyć, ranią jeszcze bardziej tych, którzy tak jak wy toczą ciężką wewnętrzną walkę każdego dnia".
Grupa Talità Kum to grupa rodziców, którzy spotykają się, aby poradzić sobie ze stratą swoich dzieci. Robią to, tworząc wiśniowy sad, w którym każde drzewo wiśni reprezentuje zmarłe dziecko. Papież Franciszek nie wygłosił przemówienia osobiście, ponieważ nadal przechodzi łagodną grypę, ale zlecił jego odczytanie ks. Filippo Ciampanelli, który towarzyszył mu już kilka razy w tym tygodniu i czytał jego przemówienia.
Papież podkreślił, że "ból, zwłaszcza gdy jest tak nieznośny i niewytłumaczalny, musi trzymać się tylko nici modlitwy, która woła do Boga dniem i nocą, która czasami wyraża się w braku słów, która nie próbuje rozwiązać dramatu, ale wręcz przeciwnie, zawiera pytania, które wciąż powracają".
Według papieża, pytanie "dlaczego mnie to spotkało" jest czymś, co "płonie w środku" i "niepokoi serce". Stwierdził, że "nie ma nic gorszego niż uciszanie bólu, uciszanie cierpienia, eliminowanie traumy bez radzenia sobie z nią, jak często kusi nas nasz świat w pośpiechu i szaleństwie".
Jednak takie pytania o powody są "modlitwą", podobnie jak modlitwa ojca, który prosi Jezusa o uzdrowienie ciężko chorej córki, a "Pan porzuca swoje działania i idzie z nim". Ból skłania go do zadania pytania dlaczego, "ponieważ nasze cierpienie również zagłębia się w serce Boga". W drodze przychodzi wiadomość, że córka nie żyje, ale Jezus mówi, że nie powinien się bać, kontynuuje swoją drogę, a kiedy dociera do domu, bierze dziecko za rękę i pozwala jej wstać.
Papież podsumowując powiedział: "To mówi nam coś ważnego: w cierpieniu pierwszą odpowiedzią Boga nie jest dyskurs czy teoria, ale idzie z nami, jest u naszego boku. Jezus pozwolił się dotknąć naszemu bólowi, szedł tą samą drogą co my i nie zostawia nas samych, ale uwalnia nas od ciężaru, który nas przygniata, niosąc go za nas i z nami".
Również dzisiaj Jezus chce przyjść do "domów naszych serc i do domów naszych rodzin zniszczonych przez śmierć" i "być blisko nas".
Ojciec Święty podziękował stowarzyszeniu rodziców z północnych Włoch za danie "tej Ewangelii" miejsca, "aby Jezus mógł przyjść do waszego domu" i "osuszyć wasze łzy i zapewnić was, że śmierć nie ma ostatniego słowa". Ponieważ "Pan nie odchodzi bez pocieszenia. Jeśli nadal przynosisz mu łzy i pytania, daje ci wewnętrzną pewność, która jest źródłem pokoju: sprawia, że wzrastasz w pewności, że kocha cię z czułością swojej miłości".
Franciszek zakończył swoje przemówienie, podkreślając, że nadzieja zmartwychwstania, która rozkwitła w poranek wielkanocny, "jest tym, co Pan chce teraz zasiać w waszych sercach". "Życzę wam, abyście ją przyjęli, pozwolili jej wzrastać, pielęgnowali ją pośród łez. I pragnę, abyście poczuli nie tylko uścisk Boga, ale także moją czułość i bliskość Kościoła, który was kocha i chce wam towarzyszyć" - zakończył papież.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.
To doroczna tradycja rzymskich oratoriów, zapoczątkowana przez św. Pawła VI w 1969 r.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).