Zastanawiające jak wiele i jak różnorodnych inicjatyw jest podejmowanych w parafiach. Siane kiedyś przez zapaleńców ziarno, ożywione siłą Bożego Ducha wydaje owoce dziś.
Dawno temu to było. Proboszcz pewnej parafii poprosił mnie o rekolekcje na początek Wielkiego Postu. Miasteczko niewielkie, ale i nie małe. No i stateczny proboszcz, znaliśmy się jeszcze z seminarium. „Ale przyjedź już we wtorek po południu” – chodziło o dzień przed Popielcem. Przyjechałem. Na plebanii atmosfera iście karnawałowa. Jakieś dekoracje, chyba nic nie znaczące, miały widocznie tylko uzewnętrzniać wesołość chwili. Nastrój takiż sam. Stół zastawiony tak sobie, ale wyraźnie karnawałowo – choć z poszanowaniem miejsca (plebanii) i osób (księży, gospodyni, organisty). Atmosfera nadmuchanego balonika. Trochę mnie to zdziwiło – od tej strony mojego poważnego kolegi nie znałem. Kolacja, taka zakąskowa, wbudowana była w ostatni wieczór karnawału. „Zaczynamy jutro o siódmej, plan masz, wszystko tak, jakeśmy ustalali”.
Popielec, ranek, mało mówienia – przemawia obraz popiołu… „Pamiętaj, człowiecze, że prochem jesteś i w proch się obrócisz”. Sypaliśmy w trójkę, było kogo. Bez nauki rekolekcyjnej, tylko z krótką homilią. Może to nawet nie była homilia – bo takową głosi kaznodzieja. Tu przemawiała kopiasta taca z popiołem. A było dobrze widać, co na niej jest. Po południu dzieci… Czułem się przy ambonce jak marynarz na bocianim gnieździe admiralskiego okrętu. Dzieci jak ocean falowały, ale były ciche, uważne, wpatrzone we mnie. Przy posypywaniu popiołem żadnych śmichów-chichów nie było. One czuły dziejące się misterium. A potem takie przypopielone szły do domu. To było jakichś może trzydzieści lat temu. Wtedy byłem zbudowany zachowaniem i tych małych, i tych już podrośniętych. A proboszcz, jak najstarsze z dzieci, pośród nich. Po prostu był i słuchał. Wcale nie musiał „zapuszczać żurawia”.
Trudno opisywać wszystko. W piątek było coś, co głęboko zapadło w pamięć i serce. Nabożeństwo i nauka dla młodzieży. Owszem, dla, ale przede wszystkim przez młodzież przygotowana Droga Krzyżowa. Sceneria pochodu stacjami w mrocznym kościele, czytane (a świetnie przygotowane) rozważania. „Kto im pisał teksty?” pytam później proboszcza. „Nikt. Sami w swojej grupie. Już nawet nie sprawdzam, znają się na rzeczy”. Obserwuję twarze dziewcząt i chłopców… Oni nie robią przedstawienia, oni to przeżywają, modlą się. Ci z aktywnej czołówki chyba zdają sobie sprawę ze swej ewangelizacyjnej roli. Moja krótka nauka zamykająca nabożeństwo jest tylko dopełnieniem, w którym zważam głównie na to, by nie odpłynąć od przyjętego przez młodzież tematu. A proboszcz? Dyskretnie obecny, pośrodku, ale nie w centrum. Młodzi wiedzą, że modli się z nimi, że dał się w tę modlitwę wciągnąć. I dziś jakby całkiem inny człowiek niż przedwczoraj.
Czy była to parafialna zwyczajność dzieci, młodzieży i dorosłych? Czy postać i postawa proboszcza były też zwyczajne? Myślę, że tak. Za długo znaliśmy się, jeszcze ze studiów, by udawać. Wiedziałem, że wśród parafian jest żywo działająca grupa modlitewno-formacyjna. Owszem, sprawiająca czasem kłopoty, bo ci bardzo aktywni nie zawsze trafiają w istotę rzeczy, może w gorliwości przeakcentowują niektóre wątki. Ale co lepsze? Mają siedzieć jako potulni odbiorcy, czy kształtować – jak nie całą parafię, to własne środowisko? No i zaufanie jest potrzebne. I duszpasterzy wobec najaktywniejszych, i aktywnych wobec duszpasterzy. A jednych i drugich wobec Bożego Ducha, który od wieków napełnia okrąg ziemi.
Aktywni z własnej wewnętrznej siły. Ale też aktywni inspirowani przez innych aktywnych jednoczących się w różnych bardziej czy mniej widocznych kręgach, wspólnotach, grupach. Czas Wielkiego Postu jest dobrym czasem tak dojrzewania owych wspólnot, jak i zawiązywania nowych kręgów, ale również tworzenia się nieformalnych ognisk czy to pomocowych, czy modlitewnych, czy biblijnych. Bogactwo możliwości i zarazem pomysłów jest ogromne. Trzeba tylko ludzi o otwartych oczach i sercach. I proboszcz potrzebny – dyskretnie obecny, pośrodku, ale nie w centrum.
Obserwując relacje lokalnych mutacji «Gościa Niedzielnego» widać, jak wiele i jak różnorodnych inicjatyw jest podejmowanych, ilu ludzi garnie się do takich kręgów. Wspomniana na początku parafia należała w owym czasie do niezbyt licznych żywych wspólnot. Dziś to się zmieniło. Można powiedzieć, że siane kiedyś przez zapaleńców ziarno, ożywione siłą Bożego Ducha, już wydało i wydaje nowe owoce. Tym bardziej potrzebne, im mniej księży mamy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wychowanie seksualne zgodnie z Konstytucją pozostaje w kompetencjach rodziców, a nie państwa”
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.