Nowe alternatywy życiowe nie są zagrożeniem na drodze odkrywania powołania. Zagrożeniem może być brak alternatywy.
Wymyśliliśmy przed kilku laty na jednej z pielgrzymek skrzynkę pytań do ojca duchownego. A że większość jej uczestników stanowili młodzi, ich zainteresowania skupiały się wokół trzech tematów: Bóg i ludzkie cierpienie, powołanie do małżeństwa, powołanie kapłańskie i zakonne. W trzeciej grupie znalazła się karteczka od młodego chłopaka. „Czuję, że Pan Bóg wzywa mnie do kapłaństwa, ale podobają mi się dziewczyny i jestem po uszy zakochany. Co na to ojciec duchowny?” Mój drogi – brzmiała odpowiedź – to najlepszy znak powołania do kapłaństwa. Bo Pan Bóg nie potrzebuje ludzi nie potrafiących kochać. Kapłaństwo i życie zakonne to również wybór miłości. Potrafi go dokonać i wytrwać tylko ktoś, kto potrafi kochać.
Piszę o tym pytaniu w kontekście opublikowanej we wtorek wypowiedzi biskupa Wiesława Lechowicza. Delegat Episkopatu Polski ds. Powołań wyjaśniał, że „kandydatów do seminariów jest mniej, gdyż wynika to z niżu demograficznego. Ponadto wielu młodych wyjeżdża za granicę, mają nowe alternatywy życiowe, a trendy kulturowe raczej utrudniają niż ułatwiają odpowiedź na powołanie”. O ile można zgodzić się z pierwszym i ostatnim argumentem, to drugi wzbudza mój niepokój. Nowe alternatywy życiowe nie są – moim zdaniem – zagrożeniem na drodze odkrywania powołania. Zagrożeniem może być brak alternatywy.
Przez lata z wielką obawą patrzyłem na zaszytych w salkach i zakrystiach młodych, mających problemy z nawiązaniem kontaktów ze środowiskiem rówieśniczym i zastanawiałem się, czy ich wybór kapłaństwa i życia zakonnego jest wyborem Jezusa, czy ucieczką przed życiem, którego się bali. Być może Pan Bóg posługuje się i takimi lękami. Być może seminaria i nowicjaty dokonują cudów. Tylko skąd potem biorą się ci bojący się świata, młodych, problemów na styku ze współczesną kulturą, księża i osoby zakonne.
Wylęgła się kiedyś w mojej głowie maksyma. „Chłopak, który raz się nie zakochał, raz się nie upił i raz nie zapalił papierosa jest nienormalny i do kapłaństwa się nie nadaje.” Potem testowałem ją na seminaryjnym korytarzu w dniu zjazdu pierwszego rocznika. Pierwszy zagadnięty spłonął jak panna na wydaniu i jąkając się tłumaczył, że nic z tych rzeczy, bo on zawsze chciał być księdzem. Po dwóch miesiącach odszedł.
Alternatywa to szansa. Dzięki niej wybór jest bardziej dojrzały. W ewangeliach przewija się motyw pozostawienia czegoś za sobą. Apostołowie mieli warsztaty pracy, rodziny, stanowiska urzędnicze. Coś musieli zostawić. Coś musieli wybrać. Taki na przykład Mateusz niezłą kasę musiał zostawić dla życia w ubóstwie, w drodze, w poniewierce. W dodatku zrobił to dla Kogoś, kto w jego na jego drodze pojawił się zupełnie niespodziewanie. Ten Ktoś u początków drogi nie dawał mu żadnych gwarancji i zapewnień. Mateusz podjął ryzyko.
Duszpasterstwo powołań nie boi się alternatyw. Uczy podejmowania ryzyka. Trochę jak na giełdzie. Tylko zyski liczy się inaczej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.