Niepokój o losy „egipskiej rewolucji” po ostatnich starciach muzułmańsko-chrześcijańskich w Kairze wyrażany jest powszechnie zarówno w Egipcie, jak innych krajach Bliskiego Wschodu.
Nawet tak radykalny nurt islamski, jak Bracia Muzułmanie, potępił zamieszki z 7 maja, w których zginęło 12 osób, w tym ośmiu chrześcijan i czterech muzułmanów. Egipska organizacja, która nie jest bynajmniej przychylna chrześcijańskiej obecności w tym kraju, ale opowiada się za działaniem na płaszczyźnie politycznej, a nie zbrojnej, przypisuje zajścia „siłom zagranicznym i także pewnym wewnętrznym”. Zdaniem Braci Muzułmanów dążą one do unicestwienia osiągnięć rewolucji. Wydane przez nich oświadczenie odrzuca „ślepy radykalizm” i próby rozwiązywania problemów wbrew prawu.
Sobotni atak skrajnych fundamentalistów należących do ruchu salafitów na kairskie kościoły uświadomił Koptom, że nadal są w swej ojczyźnie dyskryminowaną mniejszością. W niedzielę 8 maja przez stołeczny Kair przeszły koptyjskie manifestacje, m.in. koło siedziby telewizji państwowej oraz przed ambasadą amerykańską, gdzie proszono o ochronę. Demonstrantów zaatakowali muzułmanie, raniąc szereg osób. Dochodzi również do aktów przemocy ze strony chrześcijan, którzy stając we własnej obronie, nieraz chwytają za kamienie. Skarżą się oni na opieszałość sił bezpieczeństwa i armii, a nawet służby zdrowia. Według jednego z księży koptyjskich pogotowie ratunkowe nie reagowało na wezwania do rannych, przyniesionych na teren kościoła.
Egipski minister sprawiedliwości zapowiedział wczoraj surowe karanie ataków na miejsca kultu i zakaz demonstracji w pobliżu nich. Dziś do godz. 11:00 trwała godzina policyjna. Jednak w południe znów rozpoczęły się demonstracje Koptów przy siedzibie radia i telewizji. Doszło do wzajemnego obrzucania się kamieniami. Wojsko usiłuje opanować sytuację.
Piotr Sikora o odzyskaniu tożsamości, którą Kościół przez wieki stracił.