Właściwą reakcją na zbrodnie Hamasu nie może być głodzenie 2 milionów Palestyńczyków.
Chrześcijanie w Ziemi Świętej żyją w wielkim bólu i pośród wielkiego napięcia pełnego wzajemnych uraz, które przenika całą okolicę. Tak opisuje sytuację kard. Pierbattista Pizzaballa. „[Mam] podzielone serce, ponieważ w mojej społeczności większość stanowią Palestyńczycy, ale są też Izraelczycy, ludzie o bardzo różnych wizjach […] i niezwykle trudno wstawiać się za wszystkimi w tym momencie” – wyznaje łaciński patriarcha Jerozolimy.
Choć jednak napięcie okazuje się trudne i męczące, to wypływa z zupełnie zrozumiałego faktu, jakim jest solidarność z własnym narodem. Kościół lokalny pozostaje szczególnie zatroskany o swych braci i siostry w Strefie Gazy. „Codziennie kontaktujemy się z nimi, […] staramy się dostarczać potrzebne rzeczy za pośrednictwem organizacji humanitarnych, przekazaliśmy też precyzyjne informacje o ich położeniu temu, komu należało, tak aby nie doszło do tragedii; więcej zrobić nie możemy” – mówi kard. Pizzaballa.
Dziennikarze Radia Watykańskiego zapytali patriarchę również o kwestię zakładników, bo on sam wyraził niedawno gotowość do pójścia w niewolę w zamian za wyzwolenie innych osób. Purpurat podkreślił, że temat porwanych ludzi jest bardzo ważny i wiele podmiotów pracuje nad jego rozwiązaniem. „Pozwólmy im działać, ponieważ czym mniej się mówi [o tym], tym łatwiej dojść do konkluzji” – zaznaczył włoski kardynał.
Nie należy mylić pokoju ze zwycięstwem
„Sytuacja, w której znajdują się ponad 2 miliony ludzi mieszkających w Strefie Gazy, tj. całkowite zamknięcie wszystkich granic, brak dostaw niezbędnych leków, wybuchy bomb – to nie przyniesie żadnego rozwiązania. Wręcz przeciwnie, tutaj trzeba spojrzeć z konkretnej perspektywy i przede wszystkim otworzyć korytarze humanitarne, aby ranni mogli być leczeni, ponieważ nie wszyscy z tych 2 milionów osób tworzą Hamas. Potępiliśmy już, i powtarzam to jeszcze raz, czyny Hamasu w południowym Izraelu: są to okrucieństwa niemieszczące się w głowie, nieakceptowalne i niemożliwe do uzasadnienia. Jednak [właściwej] reakcji nie stanowi głodzenie 2 milionów ludzi. […] W tym momencie trochę dziwnie mówić o drodze do pokoju, ale jest to również konieczne, tak by wciąż mieć w polu widzenia [szerszą] perspektywę. Trzeba budować pokój. […] Nie należy mylić pokoju ze zwycięstwem. Obie strony będą musiały coś stracić, aby osiągnąć stabilność. Pozostaje oczywistym, że w tej chwili bardzo trudno przyszłoby obu narodom żyć razem, więc będą musiały żyć obok siebie, ale dość odrębnie od siebie. Czyli trzeba stworzyć taką możliwość […] tak szybko, jak to możliwe. Pokój będzie również potrzebował długiej drogi, aby wyleczyć rany sprawiające ogromny ból i obecne w obu narodach.“
Archidiecezja katowicka rozpoczyna obchody 100 lat istnienia.
Po pierwsze: dla chrześcijan drogą do uzdrowienia z przemocy jest oddanie steru Jezusowi. Ale...
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.