Na marginesie papieskiego przemówienia

Ułatwmy młodym start w życie. Czy od tego przybędzie rodzin i dzieci?

Papież jest już w Lizbonie. Póki co odbywa swoje tradycyjne już spotkania: najpierw z przedstawicielami władz, potem ma spotkać się z portugalskim duchowieństwem. W swoim przemówieniu do władz tego kraju przywoływał obraz oceanu, ta ważny dla etosu Portugalczyków – odkrywców i zdobywców. I pięknie stanął w obronie życia. Podkreślmy to: w kraju, którego prezydent parę miesięcy temu podpisał ustawę legalizującą eutanazję:

Ocean, ogromna przestrzeń wody, przypomina o początkach życia. W dzisiejszym rozwiniętym świecie paradoksalnie priorytetem stała się obrona ludzkiego życia, zagrożonego przez nurty utylitarne, które je wyzyskują i odrzucają. Myślę o bardzo wielu dzieciach nienarodzonych i osobach starszych pozostawionych samym sobie, o trudnościach w przyjęciu, ochronie, promocji i integracji tych, którzy przybywają z daleka i pukają do drzwi, o samotności wielu rodzin zmagających się z trudnościami w urodzeniu i wychowaniu dzieci. Chciałoby się też powiedzieć: dokąd płyniesz, Europo i Zachodzie, odrzucając starszych, z murami z drutu kolczastego, rzeziami na morzu i pustymi kołyskami? Dokąd idziecie, jeśli w obliczu udręki życia oferujecie pochopne i błędne środki zaradcze, takie jak łatwy dostęp do śmierci - rozwiązanie wygodne, które wydaje się słodkie, ale w rzeczywistości jest bardziej gorzkie niż wody morskie?

Brzmi ogólnikowo, ale gdy ma się świadomość zmiany prawa w tym kraju – odważnie i mocno. Bardziej zastanowił mnie jednak inny fragment papieskiego wystąpienia.

Przyszłość jest drugim warsztatem. A przyszłość to młodzi. Ale wiele czynników ich zniechęca, takich jak brak pracy, szalone tempo, w którym są zanurzeni, rosnące koszty życia, trudności ze znalezieniem mieszkania i, co jeszcze bardziej niepokojące, lęk przed zakładaniem rodziny i rodzeniem dzieci. W Europie i, bardziej ogólnie, na Zachodzie, jesteśmy świadkami smutnej fazy spadkowej krzywej demograficznej: postęp wydaje się być kwestią dotyczącą rozwoju techniki i wygody jednostek, podczas gdy przyszłość wymaga przeciwdziałania spadkowi urodzeń i zmierzchowi woli życia. Dobra polityka może tu wiele zdziałać, może być generatorem nadziei. Nie jest ona powołana do sprawowania władzy, lecz do dawania ludziom mocy nadziei. Jest powołana, dziś bardziej niż kiedykolwiek, do korygowania nierównowagi ekonomicznej rynku, który wytwarza bogactwo, ale go nie dystrybuuje, zubażając dusze z zasobów i pewności. Jest ona powołana do ponownego odkrycia siebie jako generatora życia i troski, do dalekowzrocznego inwestowania w przyszłość, w rodziny i dzieci, do promowania przymierzy międzypokoleniowych, w których przeszłość nie byłaby wymazywana jednym pociągnięciem ręki, lecz wspierane byłyby więzi między młodymi a starszymi.

Tak, tu też mamy wyraźne nawiązanie do eutanazji – owo niszczenie „jednym pociągnięciem ręki” przeszłości. Mamy bardzo ważne stwierdzenie o powołaniu władzy „do korygowania nierówności rynku, który wytwarza bogactwo, ale go nie dystrybuuje, zubażając dusze z zasobów i pewności” – temat rzeka, którego podnoszenie traktowane bywa dziś  jako hołdowanie teoriom spiskowym. Tymczasem to fakt: nie wiem czy biedniejsi są coraz bardziej biedni, ale wiem, że bogaci są coraz bogatsi (czasem wręcz obrzydliwie bogaci), a przepaść między jednymi a drugimi rośnie. Zastanawiam się jednak czy faktycznie trzeba użalać się nad młodymi i czy ma sens wysiłek rządów, bym im start w życie ułatwić. Bo „brak pracy, szalone tempo, w którym są zanurzeni, rosnące koszty życia, trudności ze znalezieniem mieszkania”. Za szalone tempo to oni są w dużej mierze odpowiedzialni ;), nie starzy. To starzy podobno nie nadążają. No ale czy faktycznie te kłopoty sprawiają, że pojawia się u młodych lęk przed zakładaniem rodziny i rodzeniem dzieci?

Podobnie myśli się chyba w wielu krajach. Także w Polsce. Stąd myślenie: ułatwmy młodym start w życie, a będzie więcej dzieci. Hm… Będzie? Nie sądzę.    Mam, dostałem, jest mi dobrze, mam znajomych, kochankę, którą w razie czego łatwo zmienić; po co rezygnować z wygodnego życia na rzecz użerania się z krzykliwym drobiazgiem?

Myślę – zaznaczam, że nie mam gotowego pomysłu jak wprowadzić to w życie – że młodzi wtedy będą zakładali małżeństwa i będą chcieli mieć dzieci, kiedy to będzie się opłacać. I nie chodzi głównie o pieniądze: kiedy będzie się to życiowo opłacać. W czasach, do których raczej już nie wrócimy, rodzina była małym przedsiębiorstwem. Mieć ją – to się opłacało. Bo było komu pracować, było komu ogarniać przeróżne obowiązki. Dziś… Prócz instynktu rodzicielskiego, tak zresztą silnie zwalczanego przez różne ideologie, nic nie zachęca do zakładania rodziny. Będzie w kwestii rodzin i dzietności lepiej, gdy ktoś mądry wymyśli jak sprawić, by znów się opłacało. I uda mu się, wbrew panującym dziś trendom ten pomysł wprowadzić w życie.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31 1
2 3 4 5 6 7 8