Młodzi często mówią, że potrzebują właśnie takiego otwartego Kościoła, w którym można być szczerym, wyznać swoje troski, problemy, grzechy, zranienia... Zauważyłem, że młodzi mają problem by otworzyć np. przed księdzem we własnej parafii, z nazwaniem jasno swoich problemów, tutaj czują się bardziej swobodnie, anonimowo – powiedział O. Damian Piątkowiak SVD. Rzecznik prasowy Przystanku Jezus w rozmowie z KAI opowiedział m.in. o tym jak wygląda ewangelizacja podczas Pol'and'Rock Festival. Tegoroczna edycja Przystanku Jezus odbędzie się w dniach 31 lipca – 5 sierpnia w Czaplinku.
Anna Rasińska (KAI): Czy myśli Ojciec, że gdyby w dzisiejszych czasach żył Pan Jezus, pojechałby ewangelizować na Pol'and'Rock Festival?
O. Damian Piątkowiak SVD (rzecznik prasowy Przystanku Jezus): Myślę, że tak. Jezus wychodził do ludzi, spotykał się z nimi, słuchał ich. Na festiwalu jest wiele osób, które szukają odpowiedzi na życiowe pytania, nie wiedząc nawet, że zawsze mogą zwrócić się do Jezusa.
Jak dużym zainteresowaniem cieszy się Przystanek Jezus? Ilu zgłasza się ewangelizatorów? Ilu z nich ewangelizuje na polach Pol'and'Rock Festival?
W dwóch ostatnich latach było to ok. 130-150 osób. W tym roku, póki co, mamy zgłoszenia od ponad 100 ewangelizatorów. To już bardzo fajna liczba, ponieważ najwięcej osób zgłasza się zawsze pod koniec zapisów, a one trwają w tym roku do 9 lipca.
Zdecydowana większość uczestników decyduje się wyjść na pole festiwalu. W bazie pozostają tylko ci, którzy muszą ją zabezpieczać, czy pomagać ewangelizatorom na inny sposób, np. szykując posiłki. Każdy z nas stara się jednak znaleźć moment, by wziąć udział w ewangelizacji, ponieważ przyjechaliśmy tu właśnie po to, by dzielić się Jezusem z innymi.
Kim jest ewangelizator? Jakie cechy powinien posiadać?
Ewangelizator to przede wszystkim człowiek, który doświadczył w swoim życiu żywego Jezusa. To podstawa, nie da się dzielić z innymi czymś, czego samemu się nie doświadczyło. Chcemy dzielić się Dobrą Nowiną. Mówić, że Jezus żyje, jest konkretny, realny, prawdziwy.
Dbamy by ewangelizatorami byli ludzie pełnoletni, którzy przeszli formację, przeżyli jakieś doświadczenie bliskości z Panem Bogiem. Każdy dostaje druk do podpisania przez księdza z parafii, potwierdzający, że ewangelizator jest człowiekiem godnym zaufania.
Poza tym musi być to człowiek, który nie boi się spotkania z drugim. W ewangelizacji nie chodzi o jakąś wielką teologię, o rozważanie dogmatów, ale chodzi o to by nie bać się drugiego człowieka, umieć go słuchać, podzielić się z nim własnym doświadczeniem, jak wiara w Jezusa Chrystusa i spotkanie z Nim przemienia moją codzienność. Nie chodzi o wielkie wykłady, tylko o prostą praktykę życia z Panem Bogiem. A to właściwie jest trudniejsze, niż samo głoszenie dogmatów.
Jak wygląda ewangelizacja na polach, czy ludzie sami zgłaszają się do „przystankowiczów”, czy trzeba ich zaczepiać?
To zawsze jest spotkanie indywidualne, wyjątkowe. Często zaczyna się od zaczepki osoby, która chce porozmawiać. Zwłaszcza kapłani, siostry zakonne, mają ten przywilej stroju zakonnego, koloratki... To niezwykle przyciąga, duchowni są chętnie zaczepiani. Wszyscy ewangelizatorzy mają na sobie przystankowe koszulki, które są naszą identyfikacją, więc ludzie, którzy nas widzą często mówią: "O, idą Jezuski" [uśmiech]. Te "Jezuski" bywają pierwszą zaczepką, wstępem do dialogu.
Są osoby, które zaczynają rozmowę od pretensji do Kościoła. Kiedy ewangelizator poradzi sobie z tą „zaczepką”, może później przejść do naprawdę wartościowej, dającej do myślenia rozmowy. Ludzie mają swoje troski, problemy, często chcą się z nich komuś zwierzyć, a to jest najlepszy moment, żeby przywołać osobę Pana Jezusa, który może pomóc.
Każda rozmowa jest nieco inna, czasem sami zaczepiamy ludzi, pozdrawiamy ich z uśmiechem. Najważniejsza jest tu serdeczność, uśmiech, odwaga bycia otwartym na drugiego człowieka, to przełamuje wszelkie mury. Widać, że ludzie są spragnieni normalnych rozmów, przez któe można wejść z nimi w naprawdę głęboki, ciekawy dialog, dotyczący różnych życiowych spraw.
Czy zna Ojciec wiele przypadków nawrócenia na Przystanku Jezus?
Samo pojęcie nawrócenia jest bardzo szerokie, to proces, który dotyczy właściwie każdej osoby wierzącej.
Nie szacujemy tego, nie bawimy się w arytmetykę. Nie ma więc takiego spisu „nawróconych”. Ważny jest dla nas człowiek, a nie liczby. Jest spore grono osób, które przeżywają jakąś odnowę, decydują się na spowiedź po latach. Są też osoby, które szukają nas co roku, by porozmawiać z duchownymi lub przystąpić do sakramentu pokuty. Młodzi często mówią, że potrzebują właśnie takiego otwartego Kościoła, w którym można być szczerym, wyznać swoje troski, problemy, grzechy, zranienia... Zauważyłem, że młodzi mają problem by otworzyć np. przed księdzem we własnej parafii, z nazwaniem jasno swoich problemów, tutaj czują się bardziej swobodnie, anonimowo. Łatwiej jest przyjść, otworzyć swoje serca. Te okoliczności ułatwiają ludziom szczery i konkretny kontakt.
Mam nadzieję, że to nie spożyty alkohol jest sprawcą tej otwartości.
Na pewno jest to pewien problem. Nie wchodzimy w sakramentalne rozmowy, gdy ktoś jest po alkoholu lub innych środkach odurzających. Oczywiście można z taką osobą porozmawiać, ale zawsze zapraszamy: „Jeśli chcesz przystąpić do sakramentu przyjdź jutro, bądź gotowy, by uszanować to co jest istotą sakramentu, czyli wolność i świadomość”.
Rozmawiamy z każdym, nie segregujemy, nie odrzucamy nikogo, ale przystąpienie do sakramentów proponujemy w momencie kiedy jesteśmy pewni, że człowiek może przeżyć je w sposób absolutnie świadomy tego co doświadcza.
Czy któreś świadectwo szczególnie zapadło Ojcu w pamięć?
Szczególnie zapadła mi w pamięć historia człowieka, który pochodził z domu, w którym była totalna wolność religijna. Każdy mógł wybierać w co wierzy i co praktykuje. Chłopak ten, stwierdził, że w nic nie wierzy. W pewnej chwili stał się wojującym ateistą. Zwalczał wszystko co związane z Kościołem. Przyznał, że kiedy widział księdza pluł, widząc biskupa przeklinał, a Biblii używał jako podpałki do grilla. Kościół kojarzył mu się bardzo źle i z tym Kościołem dość jawnie walczył. W pewnym momencie życia miał jedno pragnienie - by skończyć ze sobą. Czuł, że nic nie ma sensu, postanowił pojechać na festiwal i tam pożegnać się ze swoim życiem, a po powrocie popełnić samobójstwo.
Gdy pojechał na festiwal przez przypadek trafił do namiotu Przystanku Jezus, gdzie usłyszał słowa świadectwa i modlitwy, które bardzo do niego trafiły. Poczuł wtedy w sercu realną i bardzo konkretną obecność Pana Boga. Było to bardzo silne doświadczenie, poczuł, że musi z tym coś zrobić, bo dłużej nie może żyć w taki sposób. Odrzucił myśli samobójcze. Dzisiaj jest człowiekiem, który zbudował swoją relację z Panem Bogiem, skończył studia i jest naszym ewangelizatorem!
Wśród nas jest niemała grupa osób, które kiedyś przyjeżdżały na sam festiwal, zwalczały Kościół, a dziś prężnie działają na rzecz ewangelizacji. Wspólnie budujemy Kościół bez ścian, nazywamy siebie braćmi i siostrami.
Wspomniał Ojciec, że ludzie z którymi rozmawiacie mówią, że właśnie takiego Kościoła szukają. Czy mógłby Ksiądz sprecyzować, jakiego? Co można zmienić w Kościele, żeby dotrzeć do młodych, aby było ich więcej?
To trudny temat. Młodzi szukają przede wszystkim Kościoła otwartego. My mówimy o Kościele bez ścian, czyli w kontakcie z kapłanami, którzy ich nie oceniają, przyjmują, pozwalają być sobą. W którym czują się przyjęci, wysłuchani... Myślę, że to jest coś nad czymś jako Kościół cały czas pracujemy, do tego zaprasza nas papież Franciszek, Ewangelia i sam Jezus - żebyśmy byli Kościołem, który ciągle wychodzi do drugiego człowieka. Kościołem, który nie siedzi wygodnie w swoim środowisku i czeka aż ktoś przyjdzie, ale szuka człowieka w jego codziennym środowisku.
Myślę, że świetnie udaje się to na Przystanku, wychodząc do ludzi, nie bojąc się kontaktu z osobami, które myślą inaczej, dając okazję do rozmowy, do bycia blisko – tak realizujemy Ewangelie.
Sam jestem proboszczem i wiem, że nie jest to proste w codziennym funkcjonowaniu parafii by być blisko ludzi. Próbuję w mojej parafii budować Kościół bez ścian, wychodzić do wiernych, to jest ciągłe wyzwanie.
Papież Franciszek mówi o pastoralnym nawróceniu, którego potrzebujemy. Potrzebujemy mądrego otwarcia, bo w Kościele jest miejsce dla różnych sposobów przeżywania wiary, dla ludzi o odmiennych charakterach, o różnym stylu bycia... Ważne by w centrum był Jezus Chrystus, który daje nam wspólną przestrzeń i byśmy w Nim budowali jedność.
Przystanek Jezus nie jest tylko jednorazowym wydarzeniem, czy mógłby Ojciec opowiedzieć o pozostałej działalności wspólnoty Katolickiego Stowarzyszenia w służbie Nowej Ewangelizacji?
Przystanek Jezus to rzeczywiście tylko jedna z form naszej działalności, jeden tydzień w ciągu roku. Funkcjonujemy przez cały rok, posługując Kościołowi tak, jak tego potrzebuje. Prowadzimy rekolekcje i misje parafialne, chętnie podejmujemy ewangelizacje wśród młodzieży na rekolekcjach szkolnych. Korzystając z naszych doświadczeń z Przystanku Jezus prowadzimy też warsztaty ewangelizacyjne, zwłaszcza dla młodych.
W tym roku funkcjonował także Przystanek Jezus na Marymoncie, to inicjatywa, którą będziemy kontynuować. Raz w miesiącu, właśnie w parafii na warszawskim Marymoncie, spotykają się ewangelizatorzy z Warszawy i okolic, by wspólnie przezywać Eucharystię i modlić się za dzieło PJ i wszystkich, których tam spotykamy.
Oprócz tego działa nasz Dom Stowarzyszenia w Gubinie. Jest to miejsce gdzie przyjmujemy chętnie grupy na rekolekcje. Obecnie trwa tam remont, ale wkrótce wznowi on swoją działalność, goszcząc wszystkich tych, którzy chcą się formować z nami.
Czy zechciałaby Ojciec przybliżyć, co w tym roku czeka na ewangelizatorów?
Przystanek Jezus zawsze składa się z dwóch części. W tym roku zjeżdżamy się w poniedziałek 31 lipca. Pierwsze trzy dni to rekolekcje - czas formacji dla ewangelizatorów, który ma pomóc odnowić serce, złapać wspólnego ducha.
W tym roku towarzyszy nam hasło "Aby byli jedno" i w takim duchu pragniemy się formować. Nauki poprowadzi m.in. nasz przystankowy ojciec - bp Edward Dajczak, który będzie próbował nas zjednoczyć wokół Jezusa i ze sobą nawzajem.
Od środowego popołudnia rozpocznie się czas ewangelizacji - wyjścia do sióstr i braci, którzy przyjechali na Pol'and'Rock Festival. Oprócz tego towarzyszy nam codzienna Eucharystia, modlitwa, konferencje...
Na zewnątrz naszej bazy będzie rozstawiona scena, na której odbędą się różne spotkania, koncerty...W tym roku towarzyszy nam m.in. suicydolog ks. Tomasz Trzaska, który poprowadzi warsztaty związane z kwestią depresji i samobójstw. Niestety coraz więcej młodych osób zmaga się z problemami natury psychicznej i nie wie gdzie szukać pomocy. Stwierdziliśmy, że jest to bardzo ważny problem, z którym chcemy wyjść do młodych ludzi. Będą też obecni psychoterapeuci, gotowi do rozmów na różne tematy.
Oczywiście na rozmowy będą czekać także duchowni. Przez całe dni i noce będziemy do dyspozycji wszystkich, którzy będą chcieli porozmawiać, pomodlić się wspólnie, czy wyspowiadać.
Jak osoby, które nie wybierają się na tegoroczny Przystanek Jezus, mogą wesprzeć jego działalność?
Po pierwsze modlitewnie. Zawsze jest grono osób, które chcą być z nami, ale nie mogą fizycznie wziąć udziału w PJ. Takie osoby wspierają nas duchowo, to tzw. "duchowi przystankowicze". Kilka dni przed PJ oficjalnie uruchomimy zapisy do akcji "Adoptuj Ewangelizatora". Każdy kto ma wolę mocniej zaangażować się duchowo w Przystanek Jezus będzie mógł objąć modlitwą konkretną osobę.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.