Czego pragniesz

Cała ta scena z matką synów Zebedeusza wydaje się żywcem wzięta z matczynych życiorysów.

Reklama

Wracał do tego tematu wielokrotnie: że Jezus ich nie odrzucił, nie kazał im odejść. Powiedział tylko: „Nie wiecie, o co prosicie”. A potem trzymał przy sobie, uczył ich dzień po dniu, co to znaczy – być z Nim.

Cała ta scena z matką synów Zebedeusza (tak jest nazwana) wydaje się żywcem wzięta z matczynych życiorysów, tak porażająco prawdziwa, że aż symboliczna. Brzmi równie mocno, równie znajomo dzisiaj, po dwóch tysiącach lat.

Wypchnięta przed szereg przez sprytnych synów? A może przeciwnie, patrząca z troską na te dorosłe chłopaki-nieboraki, jak też oni sobie poradzą bez jej interwencji? Budzi moją sympatię ta kobieta, gotowa powiedzieć co myśli, pójść gdzie trzeba, domagać się wysłuchania – byleby tylko jej dzieciom było dobrze. I to święte oburzenie pozostałych uczniów w tle: my tu cichcem, dyplomatycznie, umacniamy własną pozycję, a ta śmie żądać tego, co nam się należy! Zdaje się, że rankingi popularności są równie popularne wśród wierzących co wśród niewierzących, niestety.

Jezus rozstrzyga ten nienazwany spór: Ojciec wie. Zna was. I myśli o was zawczasu.

Tak, będziemy mieli udział w Jego kielichu. Będziemy mieli udział w Jego wywyższeniu. Krwawy pot ogrójca, zgoda na to, co ma się stać, krzyż – to nie oderwane od życia metafory, a nazwanie doświadczalnej rzeczywistości, czyż nie jest tak?

Pragnienie, które ta kobieta ujawnia przed Jezusem – zakłada odwagę, żeby się odsłonić. Bo żeby oddając – uzyskać, trzeba najpierw oddać. Trzeba postawić się na pozycji proszącego. Trzeba okazać słabość, by prosić o moc.

Ułomność tej troski. Ileż słów można by tu powiedzieć! Ileż zarzutów postawić! A jednak nie usłyszeli: Idźcie precz ci, którzy Mnie nie rozumiecie. Ale: Przyjdźcie i uczcie się ode Mnie.

Miłość, która myląc się – nie myli się, widząc w Bogu adresata własnej niemocy. Ja nie mogę zapewnić im pomyślności – ale Ty tak.

Rzeczy najprostsze, puls codzienności, prawidła, którym podporządkowujemy się niemal instynktownie. Bo tak trzeba. Bo fakty mówią same za siebie. Bo dokonane wybory nakładają na nas zobowiązania większe niż my sami. Matką synów Zebedeusza po prostu się jest. Tak jak przyjacielem. Zakonnicą. Chorym. Bratem. Niech nas nie zwiedzie ta rozmaitość kształtów ludzkiego powołania – zawsze jest to bowiem jakiś kształt konkretny, określony, opisujący nas czy jesteśmy tego świadomi, czy nie. Nasza codzienna zgoda na to. Nasze domagające się uwagi: Pragnę, aby było jak najlepiej. Nasze ułomne: Niech mi się stanie jak chcesz.

Miejsce przygotowane w królestwie, przy Bogu. I dla nich, i dla niej.

Dla nas.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama