Dla mnie odpowiedź jest oczywista: jestem tu, żeby dawać świadectwo. Gdyby mnie i innych nie było, to nie byłoby tych trzech ochrzczonych, a Kościół by zanikł. W Japonii sama obecność ma sens - mówi ks. Wacław Nosal, salezjanin, który od 19 lat pracuje na misjach.
Mira Fiutak: Niedługo wraca Ksiądz na wyspę Kiusiu.
Ks. Wacław Nosal: – Właśnie miałem telefon z Japonii w sprawie nominacji do nowej parafii w Suzuka, w diecezji Kioto, więc będę mieszkał na wyspie Honsiu. Nie znam tej parafii, ale to zdecydowanie inne środowisko niż wyspa Kiusiu, gdzie chrześcijaństwo rozwijało się najwcześniej i najprężniej, a w Nagasaki – duchowej stolicy Japonii – mieszkają rodziny od pokoleń katolickie. O nowej parafii wiem na razie tyle, że na jej terenie znajduje się tor Formuły 1.
Prawie 20 lat na misjach. Po takim czasie z urlopu w rodzinnym Zabrzu wraca się do Japonii jak do domu?
– Dobrze się tam czuję w porównaniu z innymi misjonarzami, którzy niekiedy sprawiają wrażenie, że męczą się w tym kraju. W moim przekonaniu rozumiem Japonię i Japończyków, a oni chyba to wyczuwają. Czasami mówią mi, że jestem bardziej japoński niż oni sami. Czuję się tam już u siebie i wracam z radością, chociaż też ze świadomością, że nie będzie łatwo.
Dlaczego Japonia? Salezjanie pracują w tylu miejscach na świecie.
– Chciałem pojechać do kraju, gdzie Kościół katolicki praktycznie nie istnieje. Tam, gdzie jest największa potrzeba głoszenia Chrystusa. W Japonii tak właśnie jest, to jest kraj na wskroś niekatolicki.
Jakie było pierwsze spotkanie z Japonią i z Tokio, do którego Ksiądz przyjechał?
– Zaskoczył mnie klimat. Był właśnie lipiec i żar po prostu lał się z nieba, brakowało powietrza do oddychania. Natomiast ludzie zaskoczyli mnie bardzo pozytywnie – ich życzliwość i uprzejmość. Nawet nieznający angielskiego zawsze chcieli pomóc, podprowadzić, wskazać pociąg.
A kiedy mógł Ksiądz porozmawiać z nimi w ich języku?
– To trwało długo. Nawet Japończycy, chociaż rozumieją, nie potrafią wymówić wszystkich znaków. Przez dwa lata uczyłem się w szkole założonej przez franciszkanów. Później przez rok w typowo biznesowej i na uniwersytecie jezuickim, żeby osłuchać się z językiem teologicznym. Tam przekonałem się, że po dwóch latach codziennej intensywnej nauki zupełnie nie rozumiem wykładu. Dopiero kontakt z ludźmi sprawił, że zacząłem posługiwać się tym językiem. Rozumieć bez wysiłku i swobodnie wyrażać myśli. Japończycy mówią, że dobrze znam język, mam właściwą wymowę i akcent, ale ja uważam, że ciągle znam go słabo.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).