Trzeba sprowadzać ludzi na ziemię. Nie rozwiązania ogólnonarodowe, ale u siebie.
W starym notatniku znalazłem pożółkłe kartki. W dojrzałym wieku. Znaczy około czterdziestki. Wycięte z Tygodnika Powszechnego fragmenty pism bądź listów Brata Rogera. „Ty, który pragniesz nieść ogień tam, gdzie ludzkość pogrążona jest w mrokach nocy, czy pozwolisz, by rosło w tobie życie wewnętrzne, nie mające ani początku, ani końca? Ono jest ziemią ognia. Nieustanne pomnażanie go w sobie jest najbardziej porywającą sprawą twojej egzystencji, jest najwspanialszą przygodą ludzkiego życia. Gdyby tak ufność serca była u początków wszystkiego… gdyby poprzedzała każdy mały czy wielki krok… Mógłbyś wtedy zajść daleko. Bardzo daleko. Umiałbyś wychodzić naprzeciw ludziom i wydarzeniom, ogarniając wszystko wewnętrznym spojrzeniem pokoju. Tym samym mógłbyś stać się zaczynem zaufania i pokoju nawet tam, gdzie wspólnota ludzka zamieniła się w pustynię, gdzie jest ona rozdarta”.
„Mógłbyś wtedy zajść daleko”. To znaczy gdzie? Pierwszą myślą, marzeniem, pragnieniem, było przemierzenie ponad tysiąca kilometrów, by spotkać autora tekstu. Zrobiłem nawet postanowienie, że pierwszy wyjazd poza granice Polski, będzie do Taize. Co w tamtym czasie, gdy Europa była podzielona żelazną kurtyną, nie było ani łatwe, ani oczywiste. Historia jednak przyspieszyła. Jesienią 1989 roku siedzieliśmy luksusowym Mercedesie wrocławskiego Orbisu i z biciem serca przekraczaliśmy w Kłodzku granicę. Czym była wspomniana żelazna kurtyna mieliśmy przekonać się kilka godzin później. Gdy opuściwszy Pilzno zmierzaliśmy do Niemiec.
Zostawmy podróż. Do Taize dotarliśmy późnym wieczorem, mocno spóźnieni. Jakież było zdziwienie, gdy okazało się, że bracia, wiedząc o jadącej z Polski grupie, czekali na modlitwie w Kościele Pojednania. Brat Roger młodego, nieznanego księdza, przywitał jak brata. Jak starego znajomego.
Kilka dni później zapisałem podczas wieczornej modlitwy w notatniku: „Spoglądanie ku Chrystusowemu Światłu pozwala pogodzić się nawet z tym, czego się u siebie nie toleruje, pozwala to zaakceptować bez zatrzymywania się nad tym. I może nadejść dzień, gdy to, co nas bolało, straci swoje znaczenie. Ciągła negacja we własnych oczach tego, czego się w sobie nie lubi, to bitwa z góry przegrana. Zatrzymywanie się nad cieniami więzi duszę, człowiek kroczy załamany, pozbawiony pięknej nadziei. Przyjęcie udręczenia za podstawę wiary byłoby budowaniem domu na piasku”.
Taize to nie tylko bracia. To modlitwa w Kościele Pojednania, spotkania w grupach, dzielenie się wiarą i zaangażowaniem, szukanie znaków nadziei. Młoda diakonisa z Filipin: u nas są domy wielopokoleniowe, dlatego nie ma samotnych i opuszczonych; każdy, bez względu na wiek, czuje się potrzebny. Starsze panie ze Szwecji o swoich odwiedzinach w domach starców: dajemy im obecność i nadzieję. Andrew z Londynu: w wieku dwudziestu czterech lat przeżyłem wszystko, co człowiek może przeżyć i stanąłem przed dylematem: pustka, nicość, albo szukanie sensu. Wybrałem drugie. Laszlo z Węgier o rodzącym się powołaniu do kapłaństwa. Po latach znalazłem go w Internecie. Jest księdzem.
W Taize włączyliśmy się w przygotowania Europejskiego Spotkania Młodych w Pradze. Nie wiedząc, że rozpoczynamy kolejny etap w naszym życiu. Brat Marek pytał w Pradze Polaków: „Co zrobić, by Spotkanie Europejskie było tylko etapem i dało początek pielgrzymce zaufania w parafiach. Z czym wracamy do domów i do tych, którzy nie mogli przyjechać na Spotkanie (…) Trzeba sprowadzać ludzi na ziemię. Nie rozwiązania ogólnonarodowe, ale u siebie. Jak mogę zaangażować się od jako człowiek niosący zaufanie”.
„Sprowadzać ludzi na ziemię”. Francuzi mówili o ewangelizacji na peryferiach i wolontariacie w więzieniach. Niemcy opowiadali o parafialnej diakonii i pomocy dla jednej ze szkół w Afryce. Węgrzy o trudnym przebaczeniu i zaangażowaniu w pracy z dziećmi. Włosi o nadziei, niesionej osobom starszym i opuszczonym. Ci zresztą sprowadzili nas na ziemię. Odkryliśmy dzięki nim, że cotygodniowa Eucharystia młodych, spotkania w grupach i wakacyjne rekolekcje to „dobry początek”, by wreszcie zaangażować się w życie parafii. A nam się wydawało…
Od pewnego czasu w Spotkaniach nie mogę uczestniczyć. Na szczęście jest Internet. Duchowo łączę się z Turynem i czytam List Brata Aloisa na rok 2022: „Życie w braterstwie zaczyna się od nas. Wyjdźmy z naszych zamkniętych światów, nawiązujmy więzi przyjaźni. I zobaczymy, jak nasze serca się otwierają, poszerzają, stają bardziej ludzkie. Czy wystarczająco dobrze rozumiemy, że nasz osobisty sposób życia może wywoływać skutki aż na drugim końcu świata?”
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Przypomina też, że szkoła jest miejscem, w którym uczymy się otwierać umysł i serce na świat.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.