Nowaccy w niedzielę nie wypuszczali kur z kurnika, bo nie chcieli, żeby chodziły na Mszę świętą, a – broń, Boże! – wpadły na ołtarz.
Do kaplicy przychodzili mieszkańcy Luszyna, Stępowa, a nawet Złakowa Kościelnego. Szło się polami, w pogodę i niepogodę, byleby Niemcy nie zauważyli. Na tych ziemiach chroniło się u swoich rodzin wielu mieszkańców Warszawy, w tym sporo inteligencji. Oni również tłumnie przychodzili do Nowackich. Działał tutaj chór, dzieci przyjmowały Pierwszą Komunię Świętą i przed domem robiły sobie pamiątkowe zdjęcia, takie z księdzem i świętym obrazkiem. Bracia Zofii również mają zdjęcia komunijne, na tych samych schodach, na których dzisiaj odpoczywają czasami kaczki i gęsi.
Carski strój
Babcia Zofia pamięta, jak bawiła się na strychu z Jezusem oraz z pasterzami. Jezus malusieńki, Jego Rodzice, pasterze, wół, osioł i owce w czasie pokoju mieli wrócić do kościoła w Luszynie, ale jakoś tak się złożyło, że na wieki zostali na strychu Nowackich. W 1945 roku 7-letnia Zosia pewnie była dumna, że Święta Rodzina nie pogardziła ich skromnym strychem i osiedliła się tu na zawsze. Tymi samymi figurkami, wiele lat później, bawił się syn Zofii – Andrzej. Dzisiaj nie ma on owiec, ale porządne stado krów mlecznych, które zasilają Spółdzielnię Mleczarską „Łowicz”. Historią figurek i kaplicy interesują się zaś jego synowie Mateusz i Konrad.
Krów w gospodarstwie zawsze było sporo. Ojciec Zofii nie miał łatwego życia, bo – oprócz ciężkiej pracy na roli – dokuczali mu w czasach głębokiej komuny partyjni i wyrzucali, że sympatyzuje z klerem, bo kaplicę w domu miał.
Archiwum Zofii Braszczyńskiej Prymicje ks. Wincentego Pawlaka ze Stępowa. Procesja zmierza do stodoły. Krzyż niesie ojciec Zofii Braszczyńskiej – Pamiętam, jak kiedyś zrobili rewizję. Jeden znalazł w szafie strój ludowy, podobny do łowickich pasiaków. Powiedzieli ojcu, że trzyma w domu jakieś carskie rzeczy, co było zabronione – śmieje się Zofia.
Zboże i rupiecie
Skromny domek nadal stoi, ale już nikt w nim nie mieszka, bo Braszczyńscy wybudowali w ogrodzie nowy, duży dom. W pokoju, gdzie stała Matka Boża i Chrystus w Najświętszym Sakramencie, jest dzisiaj magazyn na zboże i rzeczy, których szkoda wyrzucić. Często zagląda tam Andrzej i uderza go świadomość sacrum – że w tych murach chrzczono dzieci, zawierano związki małżeńskie, żegnano bliskich.
Andrzej dba o krzyż, który stoi na dachu starego domu. Stał tam po wojnie, stał przez lata komuny i partyjnym zawadzał, będzie stał nadal. Czasami Andrzej wychodzi na dach i konserwuje go. Planuje wyjść tam lada dzień, bo krzyż lekko się osunął.
Jakiś czas temu do Stępowa przyjechała starsza pani z Warszawy i szukała Nowackich. Zofia z początku nie chciała wpuścić miastowej do starej chałupy, bo tam nieporządek, zboże i rupiecie. Ale warszawianka się uparła, długo nalegała i wydawało się, że nie odjedzie, dopóki nie zobaczy murów kaplicy. Chciała przenieść się do czasów, gdy z rozpuszczonym włosem, w białej sukni, ze świecą w ręku, stała w pokoju Nowackich i po raz pierwszy przyjmowała Komunię świętą. Zofia, być może, ściskała wtedy lalkę w pokoju obok, nie mogąc zasnąć.
Tekst opublikowano w dodatku łowickim Gościa Niedzielnego
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.
To doroczna tradycja rzymskich oratoriów, zapoczątkowana przez św. Pawła VI w 1969 r.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).