Nowaccy w niedzielę nie wypuszczali kur z kurnika, bo nie chcieli, żeby chodziły na Mszę świętą, a – broń, Boże! – wpadły na ołtarz.
Zosia ledwie wypiła butelkę grysiku, przytuliła lalkę, mama ucałowała ją na dobranoc i już miała zasnąć, kiedy za drzwiami usłyszała ciepły kobiecy głos: „Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską...”. A przedwczoraj wyraźnie słyszała księdza Edwarda Gorczycę (tego, co przywozi z Warszawy cukierki), który mówił: „Ja ciebie chrzczę, w imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego”. Acha, w zeszły wtorek też słyszała ks. Gorczycę, ale tym razem mówił: „Wieczny odpoczynek racz mu dać, Panie”.
Zosia jeszcze mocniej przytuliła lalkę i udało jej się zasnąć. Będzie śnić o białych koniach zaprzęgniętych do złotej karety, dziedziczkach w atłasowych sukniach, ze szpiczastymi parasolkami w ręku, co ostrożnie schodzą po stopniach karety, tuż przed oknem Zosi. Później pukają delikatnymi paluszkami w pękniętą szybę i zapraszają córkę chłopa do karety. Zosia pojęła wtedy, że sny z bajki mają coś z rzeczywistości.
– Przyjeżdżały do nas dziedziczki w pięknych sukniach, których im zazdrościłam. Nieraz miałam ochotę dotknąć tych kolorowych falban. Czułam się wtedy jak Janko Muzykant, który chciał dotknąć skrzypiec, a nie mógł – wspomina babcia Zosia.
Archiwum Zofii Braszczyńskiej Zdjęcie komunijne przed domem Nowackich Ryzykowali wiele
Zofia Braszczyńska urodziła się w 1938 roku w Stępowie koło Kiernozi. Oprócz córki, Anna i Józef Nowaccy mieli jeszcze dwójkę starszych synów. Pracowici ludzie to byli; sami wypalali cegły potrzebne do budowy domu, a zanim ruszyła budowa, wykopali studnię, która stoi na podwórku do dziś. Studnia gasiła łaknienie ludzi i zwierząt, jest niemym świadkiem historii, czasu wojny i rodzenia się pokoleń.
Anna i Józef Nowaccy byli ludźmi głębokiej wiary. Nie mogli stać bezczynnie, kiedy Niemiec wyganiał z kościoła Chrystusa. Stało się to zaraz po wybuchu II wojny światowej. Wówczas okupant zamknął kościół parafialny w Luszynie i zakazał kultu. Rodzice Zosi zaproponowali proboszczowi Edwardowi Gorczycy (zginął w powstaniu warszawskim), że oddadzą pokój na kaplicę. Ryzykowali wiele. Proboszcz ostatecznie zgodził się. Nowaccy oddali Chrystusowi pokój, w rogu, przy oknie, znalazło się miejsce dla Najświętszej Maryi Panny. Trzeba było jednak powiększyć kaplicę dla wiernych, zburzyć ścianę od strony korytarza, zrobić ławki, prowizoryczną ambonę, konfesjonał, katafalki. Z kaplicy – jak do zakrystii – wchodziło się do dwupokojowego mieszkania Nowackich. W niedzielę Anna gotowała dopiero po Eucharystii, żeby wcześniej nie rozpraszać tłumów modlących się za ścianą.
– Odprawiały się u nas Msze święte niedzielne, ale i śluby, chrzciny, pogrzeby, a nawet... prymicje – wspomina Zofia Braszczyńska. – Ze względu na tłum gości, prymicje odbyły się jednak w naszej stodole, co zaproponował tata.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).