Nie, nie czeka na wejście. Już wlazł. Teraz zacznie się rozpychać.
21 dzień lutego, epidemii w Polsce dzień 355. Fala znów narasta. Co ją zatrzyma? To, że przechoruje 90 procent z nas? Szczepienia? Jedno i drugie? Przydałby się wcześniej cud. Ale, jak pisałem z rok temu, trzeba się zgodzić z tym co jest. Widocznie tak ma być. A ludzkość, patrząc po ludzku, nie wyciągnęła jeszcze nauki z tej epidemii. Wręcz przeciwnie. Antyteizm narasta. Co widać w coraz szerszym przepychaniu pomysłów godzących w piąte i szóste przykazanie. Kończy się rok, a my pewnie nie dostaniemy promocji do następnej klasy. Trzeba będzie repetować...
Przy okazji – covidowa ciekawostka. Na stronie dotyczącej szczepień znalazłem bulwersującą informację. Okazuje się, że dotąd w Polsce szczepienie przyjęło około 1 818 tys. kobiet i jedynie niecałe 838 tys. mężczyzn (dane z wieczora 20 lutego). Czy to wyraz równouprawnienia? Jakoś nie słyszę obrończyń parytetów ;-)
Żartuję. Smutno za to się robi, gdy czyta się, że jedna z wiodących w polskiej polityce partii zdecydowała się przyjąć ostre, proaborcyjne stanowisko. Nie zważając przy tym na konstytucję, o którą w ostatnich latach tak gardłowała. Cóż, Kali wychodzi czasem z wielu z nas. Dla ilu chrześcijan okaże się to przekroczeniem granicy, po którym nie można już tej partii popierać? Obawiam się, że dla niewielu. W jakiś dziwny sposób zasady moralne i życie, a w nim przed wszystkim wybory polityczne, to dla wielu chrześcijan w Polsce dwie, nie mające punktów stycznych płaszczyzny. Z jednej na drugą człowiek nie przechodzi, ale w sterylnych warunkach się teleportuje. By nie miały ze sobą żadnego związku. Na każdą taką teleportację trzeba tylko założyć inną maskę. By dobrze wypaść w tych różnych rolach. I na klęczkach na Jasnej Górze i na demonstracji Strajku Kobiet. I tak, choć już Wielki Post, karnawał ze swoimi maskaradami trwa bez końca...
To nie jedyna smutna informacja z ostatnich dni. W Krakowie pewnemu politykowi innego ugrupowania przeszkadza to, że na miejskich autobusach pojawiły się reklamy przypominające o hospicjach perinatalnych. Przy okazji też – oczywistość, że dziecko w łonie matki jest zależne od matki. I już miasto zajmuje się sprawą. Co krzyczano, gdy Trybunał Konstytucyjny orzekł w sprawie przesłanki eugenicznej do aborcji? Że w Polsce nikt, ani Kościół ani państwo nie pomaga kobietom, które teraz, osamotnione, zmuszane będą do zajmowania się ciężko chorymi dziećmi. Wiadomo, jak się zamknie oczy, to się nie widzi, jak zatka uszy, nie słyszy. Ale zakazywać informować, by potem wołać, że znikąd pomocy? To już zakłamanie kwalifikowane.
Wszystko przebija jednak informacja, jaka parę dni temu nadeszła ze Szkocji. Otóż tamtejszy parlament debatuje nad projektem prawa, wedle którego wszelka krytyka ideologii gender będzie uznana za przestępstwo. To zamykanie ust inaczej myślącym? Nazwijmy rzecz po imieniu: to już totalitaryzm. Nie pierwszy zresztą jego przejaw w demokratycznym świecie. Podobne rozwiązania pojawiły się już tu i ówdzie. Ot, penalizowanie udzielania pomocy chcącym zmienić swoje homoseksualne preferencje czy zakaz sugerowania choćby, że kobieta będąc w niechcianej ciąży ma inne wyjście niż aborcja. To nie jest zagrożenie totalitaryzmem: to już jest totalitaryzm.
Przesadzam? W demokracjach mamy podobno wolność. Dotąd co najwyżej zakazywało się propagowania pewnych treści, ale nigdy żadnej krytyki. Ot, zakazuje się propagowania faszyzmu, w Polsce także – całkiem słusznie – komunizmu. Choć pewnie zaśpiewanie „Aquí se queda la clara/ La entrañable transparencia/ De tu querida presencia/ Comandante Che Guevara” nie spotka się z reakcją wymiaru sprawiedliwości. Ale nie ma w demokracji zakazu krytyki. Ani religii (byle krytyka nie była ordynarnym obrażaniem świętości), ani jakieś moralności, systemu filozoficznego, ani wymiaru sprawiedliwości ani nawet samej demokracji. Krytykować wolno. Dla proaborcyjnej propagandy i gender robi się wyjątek. Muszą być poza wszelką krytyką. Jak Wódz Słoneczko, jak Führer, jak wspierający ich w czasach słusznie minionych aparat partyjny i urzędniczy. Kto ośmieli się krytykować, w najlepszym wypadku trafi do współczesnego gułagu albo konzentrationslagru. Albo - chyba jeszcze gorzej - jako homofob czy abortofob do psychuszki.
Konstatacja to straszna, oczywiście. Pocieszeniem jest za to fakt, że jeśli aborcja czy gender muszą kryć się przed krytyką za prawnymi paragrafami, to znaczy przyznają się do swojej słabości i miałkości wysuwanych na swoją obronę argumentów. Wcześniej czy późnij społeczeństwa będę miały tego dość. I te absurdy odrzucą. Pytanie tylko o to, ile do tego czasu będzie ofiar. Bo że następne pokolenia postawią im pomniki, możemy być pewni.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.