Budowanie jedności w tej różnorodności, która jest i ponad nią jest zadaniem dla każdego z nas.
W momencie, gdy piszę ten komentarz wynik wyborów został już ogłoszony. Znana jest także proporcja głosów: podzieliliśmy się na trzy duże (porównywalne – dochodzące do 10 mln osób) grupy: dwie z nich zdecydowały się na wybór jednego z kandydatów, trzecia – niemal tak samo liczna – nie.
Liczną frekwencję z pewnością napędziła polaryzacja i wyrównane sondaże. A jednak blisko jedna trzecia uprawnionych nie zdecydowała się na dokonanie wyboru. Dlaczego? Nawet nie będę próbować zgadywać, motywacji może być tyle, ile osób. Dwie grupy, które na wybór się zdecydowały, także nie są jednolite: dominujący sposób myślenia to jednak nie “mam zaufanie do tego człowieka”, ale “wybieram go, by zablokować jego przeciwnika”. Warto o tym pamiętać, zanim zacznie się opowiadać legendy o szerokim poparciu, które można politycznie skonsumować.
Ale nie to jest dla mnie w tym momencie najważniejsze. W ostatnim okresie przed wyborami mieliśmy do czynienia z agitacją wyborczą – mniej lub bardziej zawoalowaną – także w Kościele. Tym samym do Kościoła wprowadzono podział nasycony bardzo silnymi emocjami. Przy tak równym rozkładzie głosów, przy tak relatywnie niewielkiej różnicy emocje długo nie wygasną. Jak odbiją się na naszych wspólnotach, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach, tam gdzie ludzie się znają? W jaki sposób agitujący niedawno duszpasterze mają zamiar w najbliższą niedzielę wyjść do swoich wiernych, którzy zdecydowali się na inny niż ich wybór? Jak zredukować podział? A może przeciwnie - będą go nadal pogłębiać? Jak daleko w tym dojdziemy?
Niezależnie od powyższych pytań: budowanie jedności w tej różnorodności, która jest i ponad nią jest zadaniem dla każdego z nas. Wiele ostatnio można usłyszeć o potrzebie odnowy Kościoła: ona nie zależy tylko od hierarchii. Ona zależy od nas, naszych decyzji, naszej wierności lub niewierności Ewangelii na codzień.
Wierność Ewangelii streszcza się w wierności przykazaniu miłości Boga i bliźniego. Nie “albo”. Nie opcjonalnie. Konieczne są obie strony, oba skrzydła. Miłość bliźniego, czyli budowanie jedności. Wymagające nie tylko przebaczenia )o czym mówi się często), ale i prośby o przebaczenie (o czym słychać znacznie rzadziej). Miłość bliźniego, czyli wyjście do drugiego, spotkanie z nim, wysłuchanie, dialog. Czyli wyciągnięcie ręki z pomocą. Kimkolwiek by ten bliźni nie był. Przeciwnikiem politycznym. Wrednym sąsiadem /sąsiadką. Ofiarą wykorzystania seksualnego w Kościele lub poza nim. Uchodźcą żyjącym w “piekle” obozu (warto poczytać o sytuacji w obozach w Libii). Bezdomnym. Osobą określającą się jedną z literek LGBT+... To tylko przykłady.
Dalej: czegokolwiek by nie zrobił (mówię o czynach dokonanych osobiście, nie mniej lub bardziej udokumentowanych czynach przodków; wyciąganie na przeciwników “haków rodzinnych” jest wyjątkowo niemoralne, ale nie o tym). Nie może nam być obojętny żaden człowiek. Nie może być nam obojętne jego życie, jego ludzka godność, jego zbawienie. Nie istnieją “bestie”. Istnieją ludzie, którzy dokonali bestialskich czynów. Może są niebezpieczni. Mamy prawo chronić siebie i bliskich. Ale nadal są to ludzie, których mamy obowiązek traktować jak ludzi. Nawet jeśli wokół nas wszyscy działają inaczej, nawet jeśli przed sobą mamy wiele przeciwnych przykładów, zawsze my sami możemy być chrześcijanami. Tu i teraz.
Ktoś to zadanie podjąć musi. Inaczej o odnowie możemy tylko mówić.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nie było ono związane z zastąpieniem wcześniejszych świąt pogańskich, jak często się powtarza.
"Pośród zdziwienia ubogich i śpiewu aniołów niebo otwiera się na ziemi".
Świąteczne oświetlenie, muzyka i choinka zostały po raz kolejny odwołane przez wojnę.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.