Jest jak powietrze – na pozór nie widać, nie słychać. Snuje się między matką, ojcem, babcią, a nawet rodzeństwem. Zatruwa. Syndrom poaborcyjny to powietrze zatrute.
Jest, ale go nie ma?
Badania przeprowadzone w 1985 r. wśród kobiet, które dokonały aborcji w jednej z amerykańskich klinik pokazują, że dla 46 proc. z nich aborcja stała się przyczyną największego kryzysu życiu. Większość kobiet doświadczyło poczucia straty i goryczy, zamiast oczekiwanej ulgi. 48 proc. stwierdziło, że relacje z ojcem zabitego dziecka zmieniły się znacząco na niekorzyść lub wprost załamały się. U 33 proc. kobiet po zabiegu przerywania ciąży wystąpiły zaburzenia seksualne. 52 proc. odczuwało smutek.
W 1984 r. w Ohio przebadano 70 kobiet po wielokrotnych aborcjach. U większości z nich stwierdzono tendencje samobójcze, głębokie zaburzenia osobowości, a u 40 proc. występowały tzw. reakcje rocznicowe (poczucie bólu w rocznicę aborcji lub w rocznicę wyznaczonego terminu porodu). Natomiast badania opublikowane na Uniwersytecie Minnesota przez Annę C. Speckhard w 1985 r., które obejmowały kobiety od 5 do 10 lat po aborcji, wykazały, że 100 proc. z nich doświadczało smutku, poczucia utraty. 92 proc. przeżywało poczucie winy, a 85 proc. było zaskoczonych intensywnością smutnych przeżyć postaborcyjnych. Skąd różnice w wynikach badań? – Ze sposobu formułowania pytań, z metodologii – mówi Nikoleta Broda, socjolog i położna, pracująca od prawie 10 lat z kobietami po aborcji. – Wszystko też zależy od tego, w jakim czasie po aborcji zostały one przeprowadzone. Często jest tak, że od razu po zabiegu relacje w rodzinie są poprawne, a kobieta funkcjonuje normalnie. Jednak w miarę upływu czasu, pojawiania się złych emocji, lęków, wzajemnych oskarżeń, zaczynają się konflikty i rodzi się kryzys. Z mojego doświadczenia wynika, że ogromna większość kobiet cierpi po aborcji. Jednak w różny sposób i z różną intensywnością. A środowiska feministyczne i tzw. pro-choice (opowiadające się za „prawem kobiety do wyboru”) negują istnienie syndromu poaborcyjnego, uważając go za wymysł psychologów chrześcijańskich, księży i szalonych dewotek. – W nazewnictwie medycznym rzeczywiście nie istnieje termin „syndrom aborcyjny”. Używają go środowiska pro-life na określenie stanu, w jakim znajdują się kobiety po aborcji. Jednak negacja szerokiego spektrum negatywnych doświadczeń, które występują po urazie, jakim jest przerwanie ciąży, to zaprzeczanie faktom – mówi psycholog i terapeuta Andrzej Winkler, który pracuje z ludźmi doświadczonymi przez różnego rodzaju traumatyczne przeżycia i straty osobiste, w tym aborcję. – Z syndromem poaborcyjnym jest tak, jak z zepsutym powietrzem: nikt go nigdy nie widział, fizycznie nie dotknął. A zatruwa wszystkich, do których dotrze: matkę, ojca, dziadków dziecka – dodaje Nikoleta Broda.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
"Każdy z nas niech tak żyje, aby inni mogli rozpoznać w nas obecność Pana".
Franciszek spotkał się z wiernymi na modlitwie Anioł Pański.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.