Uwolnienie Asii Bibi pokazało, że presja wspólnoty międzynarodowej ma sens. Ani o jotę nie zmieniło to jednak dramatycznej sytuacji tamtejszych chrześcijan.
W Pakistanie skatowano ostatnio na śmierć 22-letniego chrześcijanina. Saleem Masih został skarżony o zatrucie wody w studni, przy której mył się po pracy. Jakże przypomina to oskarżenie podniesione pod adresem Asii Bibi, która spędziła w więzieniu dziesięć lat jedynie za to, że ośmieliła się napić wody ze studni z tego samego naczynia, co jej muzułmańskie koleżanki. Kobiety z którymi pracowała w polu stwierdziły, że ponieważ jest chrześcijanką woda stała się nieczysta. Kilka dni później oskarżono ją o bluźnierstwo i spędziła dziesięć lat w więzieniu. 17-letnia Algeena uprowadzona przez bogatego muzułmanina, wielokrotnie zgwałcona i siłą zmuszona do przejścia na islam opowiadała, że inne kobiety, z którymi mieszkała w domu swego oprawcy nawet z nią nie rozmawiały, bo była „nieczystym psem” pochodzącym z chrześcijaństwa. Takie historie to niestety nie odosobnione przypadki, ale codzienność pakistańskich chrześcijan. Codzienność, która niestety zbyt rzadko interesuje media, a te historie, tak jak ta Asii Bibi, potrzebują nagłośnienia i naszej modlitwy, by cokolwiek w tym kraju mogło się zmienić. Tamtejsi chrześcijanie nie mają wygórowanych żądań, chcą jedynie, jak podkreśla arcybiskup Karaczi, być pełnoprawnymi obywatelami tego kraju, z takimi samymi prawami i obowiązkami, jak muzułmanie.
W tym kontekście przychodzi mi na myśl Shahbaz Bhatti, którego dziewiąta rocznica śmierci właśnie mija. Był pierwszym ministrem-katolikiem w historii Pakistanu. Zginął przeszyty serią z kałasznikowa ponieważ stał się niewygodnym głosem mniejszości religijnych. Mordercy rozrzucili przy jego ciele ulotki w których napisali, że „musiał umrzeć za swą wiarę w Jezusa i ponieważ chciał zmienić prawo o bluźnierstwie przeciwko islamowi”. Ostrzegli, że „każdego z niewiernych chrześcijan, którzy myślą tak jak on, wyślą do piekła”. Trudny sytuacja pakistańskich chrześcijan, to nie tylko kwestia dyskryminacji społecznej, ale przede wszystkim pragnienie, by z tej ziemi wyrugować wszystko, co się z chrześcijaństwem kojarzy. Shahbaz Bhatti, zwany orłem Pakistanu, dzielnie walczył o sprawiedliwość i poszanowanie praw mniejszości. Marzył, że jego ojczyzna stanie się krajem prawdziwie demokratycznym, gdzie będzie się bronić i szanować godności każdego człowieka. Za te marzenia, które realizował w imię Jezusa zginął. Gdy w dniu zamachu wychodził z domu, jego matka, tak jak każdego dnia, nakreśliła mu na czole znak krzyża i powiedziała: „Nie obawiają się prześladowań. Pamiętaj, jak wiele musiał znieść nasz Pan”.
W jednym z wywiadów Bhatti mówił: „znam znaczenie Krzyża i podążam za Krzyżem”. A w swym testamencie duchowym napisał: „Proponowano mi wysokie stanowiska w rządzie tylko po to, bym zrezygnował ze swej walki. Odrzuciłem je wszystkie, narażając tym samym swoje życie. Odpowiadałem zawsze: pragnę służyć Chrystusowi jako zwykły człowiek. Nie szukam popularności i władzy. Chcę jedynie miejsca u stóp Jezusa”. Ten minister-męczennik w geście dialogu do każdego wyciągał otwarte dłonie, całe swe życie – jak mawiał publicznie – złożył bowiem w ręce Chrystusa. Podobnie mówiła Asia Bibii, która wybaczyła wszystkim, którzy przyczynili się do jej cierpienia. Krzyż pakistańskich chrześcijan może być drogowskazem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |