Ciekawy przykład klasycznego, sandałowego kina, ze słonecznej Italii.
Jego reżyser, Viktor Tourjansky, wcześniej nakręcił m.in. „Boginię miłości” – kostiumowy melodramat rozgrywający się w czasach, gdy Ateny wojowały z ojcem Aleksandra Wielkiego. Później zaś w jego filmografii znalazły się jeszcze takie filmy, jak „Królowa dla Cezara”, czy „Żona Faraonów”, a więc tytuły idealnie wpisujące się w panujący wówczas nie tylko we Włoszech, ale także i w Hollywood trend. Lata ’50 były bowiem złotą erą filmu kostiumowego i nakręcony w 1959 roku „Herod Wielki” również jest tego dobitnym przykładem.
W tytułowej roli wystąpił Brytyjczyk Edmund Purdom, a więc aktor, także kojarzony ze wspomnianym wyżej gatunkiem. W Stanach grał np. u boku Marlona Brando w „Juliuszu Cezarze” Mankiewicza. Była też rola w niemniej słynnym „Egipcjaninie Sinuhe”, czy w „Synu marnotrawnym”, gdzie partnerowała mu piękna Lana Turner. A jednak wielkiej kariery za Oceanem nie zrobił. Niczym bohater grany przez Leonardo DiCaprio w „Pewnego razu w Hollywood” w końcu zaczął grywać w produkcjach europejskich, takich jak „Nefretete, królowa Nilu”, „Czarny pirat”, czy właśnie „Herod Wielki” – film bardzo interesujący. Bez wielkich scen batalistycznych, za to ze znakomitą scenografią i ciekawym scenariuszem, koncentrującym się na relacjach w rodzinie królewskiej.
Herod po klęsce swojej armii postanawia złożyć na Rodos hołd Oktawianowi Augustowi. Ma też zamiar prosić go, by pozostawił go na tronie Judei (zapewni spokój w kraju, spore wpływy z podatków, więc Rzymianie będą mogli skierować swe legiony w inne miejsce Imperium). W trakcie jego podróży, do pałacu w Jerozolimie, dociera jednak plotka, że Herod został zabity. Królowa Miriam rozpacza po śmierci męża, natomiast jej matka, Aleksandra, zaczyna zabiegać o jak najszybszą koronację Daniela – brata Miriam.
W momencie, w którym odbywa się ta uroczysta ceremonia, do sali tronowej wkracza Herod z Rzymianami. I tu zaczyna się wielki zwrot w całej opowieści, a przede wszystkim w zachowaniu monarchy. Zaczyna się mścić, podejrzewać coraz większą ilość ludzi – w tym także wierną mu królową Miriam.
I tak już będzie do samego końca. W filmie oglądać będziemy przede wszystkim pałacowe intrygi, które knują nie tylko Aleksandra, ale i Antypater – syn Heroda z wcześniejszego małżeństwa. Czysto biblijnych wątków nie znajdziemy tu zbyt wiele, ale nie oznacza to, że nie ma ich wcale.
W pewnym momencie Herod widzi np. na niebie gwiazdę betlejemską i pyta nadwornego astrologa o to dziwne zjawisko. Ten tłumaczy mu, że to znak jego potęgi i tego, że nic mu nie jest mu wstanie zagrozić, choć będą tacy, którzy uznają kometę za symbol narodzin Mesjasza. Po czasie, do pałacu, przyprowadzony zostanie nawet ktoś taki – pasterz, który był obecny przy narodzinach Dzieciątka. Opowie ze szczegółami o tym, co się wydarzyło pewnej nocy w Betlejem. Na rozkaz Heroda zostanie zgładzony. Podobny los ma spotkać wszystkie zgładzone noworodki.
I to właściwie tyle. Później twórcy znów zaczynają bardziej zajmować się tym, co na dworze, ale ogląda się to wszystko ze sporą przyjemnością, więc film polecam. I nie tylko fanom włoskiego peplum.
*
Tekst z cyklu ABC filmu biblijnego
Odnotowano ofiary śmiertelne, ale konkretne liczby nie są jeszcze znane.
Biskup zachęca proboszczów do proponowania osobom świeckim tego rodzaju posługi.
Nauka patrzy na poczęte dziecko inaczej niż na zlepek komórek.