Zapiski między faktem a mitem. Bez lęku o przyszłość Kościoła.
Zawrotu głowy można dostać. Nie tak dawno Paweł Milcarek straszył w wywiadzie dla TVP Info papieżem Franciszkiem. Pewnych sformułowań powtarzał nie będę, bo po prostu wstyd. Kilka dni później wtórował mu Grzegorz Górny, pisząc o Synodzie. Nie dziwi, że w wirtualnej przestrzeni niektórzy łapali się za głowę i pytali: Boże, co się dzieje z naszym Kościołem?
W pytaniu jest odpowiedź na problem. Od dłuższego już czasu zwracają nań uwagę teologowie i publicyści. Otóż Kościół nie jest nasz. Jest Jezusa. To On nas do Kościoła włączył poprzez łaskę chrztu. Nasz on może być w sensie wtórnym. Identyfikuję się z Kościołem jak Jezus – jego Głowa.
Zanim nawiążę do Synodu mała retrospektywa. Przed trzema laty Internet obiegła wiadomość, że częścią Jubileuszu Miłosierdzia będzie specjalna audiencja dla członków Rosary Club. Przekazywano nawet link do strony, gdzie można było zgłosić swój udział. Że stworzeniem łatwowiernym nie jestem przejrzałem jeszcze raz program Jubileuszu. Nic nie znalazłem poza tym, że na Placu Świętego Piotra miała być w tym dniu dodatkowa audiencja ogólna. Wróciłem do linku. Moją uwagę zwróciła informacja, że za udział w tej specjalnej audiencji trzeba zapłacić 40 dolarów. Trochę mnie to zdziwiło, gdyż za bilety na audiencje nigdy nie są pobierane opłaty. Tym bardziej w takiej wysokości. Owszem, udający się na Jubileusz pielgrzymi wpłacali po 10 euro na jego organizację, ale czynili to w biurze przy Via della Conciliazione. Kilka dni przed wyznaczoną datą cała prawda o audiencji wyszła na jaw. W tym czasie trwała w Rzymie międzynarodowa konferencja, organizowana przez agendę ONZ ds. uchodźców, Jezuicką Służbę Uchodźcom i wspomniany Rosary Club. Jest zwyczajem, że odpowiedzialni za takie międzynarodowe eventy są przedstawiani papieżowi. Tak było i wówczas. Zostali przedstawieni, ale nie była to audiencja specjalna dla określonej grupy.
Podobnych przykładów nadinterpretacji, domysłów i przerysowań można dać wiele. Nie są one zresztą cechą tylko tego pontyfikatu. Podobnie jak Franciszek za pachamamę obrywał Jan Paweł II za całowanie Koranu czy Asyż. Nawet w Polsce wielu nie może mu tego do dziś wybaczyć. Benedykt XVI – powie ktoś – takich błędów nie popełniał.
Czas na wsadzenie kija w mrowisko. Nie będę w tym oryginalny. Po pierwszej lekturze listopadowego „W drodze” odwołam się do Księdza Grzegorza Strzelczyka (przeglądanie każdego numeru zaczynam od jego felietonu). „Farorzu, co bydzie?” jest próbą odpowiedzi na lęki, związane z synodalną dyskusją o celibacie. Pomijając fakt, że nie była on tematem wiodącym na auli (podobnie jak pachamama, ale do niej jeszcze wrócimy) warto zacytować jeden fragment felietonu śląskiego teologa. „W 2011 roku Kongregacja Nauki Wiary poprosiła episkopaty poszczególnych krajów o zorganizowanie sympozjów na temat relacji celibatu do kapłaństwa. Papieżem był wówczas nie kto inny, jak Benedykt XVI. I to on rozpoczął nową fazę teologicznej dyskusji o przyszłości celibatu”. Dobrze – pomyślałem – że większość polskich czytelników, poza „Duchem liturgii”, nie zna dorobku naukowego papieża seniora. Bo gdyby tak sięgnąć na przykład do jego wykładów, wygłaszanych w latach osiemdziesiątych w Ameryce Południowej… Wielu odwagą stawiania pytań byłoby zgorszonych.
Dyskusję o tym, czy pachamama jest boginią, czy też ludowym wyobrażeniem zostawmy na boku. Znalazłem natomiast we włoskim portalu La Nuova Bussola Quotidiana dość dobry tekst, wskazujący na różnice między pachamamą (czy pachamama odmienia się przez przypadki?) a Matką Bożą z Guadalupe. Znalazłem próbując zweryfikować informację o tym, że biskupi włoscy, miesiąc przed rozpoczęciem Synodu, mieli zaproponować wiernym modlitwę do pachamamy. Nie znalazłem jej ani we wspomnianym portalu, ani na stronie tamtejszej konferencji episkopatu, ani w Servizio Inforazione Religiosa. Wujek Google też bezradnie rozłożył ręce. Cóż, nie pierwszy to raz fejk przybiera szaty prawdy.
Ktoś z komentujących Synod napisał, że jednym z jego wielkich nieobecnych był Jezus Chrystus. Nie wiem na jakiej podstawie doszedł do takiego wniosku. Wiem jedno: podpisujący się pod nim nie był na auli synodalnej, nie słuchał wystąpień Ojców Synodu, a całą swoja wiedzę czerpał z ocierających się niekiedy o fejk około synodalnych relacji. Jedyną polską dziennikarką akredytowaną na auli była pisząca komentarze do naszego portalu, Gościa Niedzielnego i Aletei dzi8ennikarka Radia Watykańskiego, Beata Zajączkowska. A z jej przekazów można wyciągnąć całkiem inne wnioski. Co do reszty – sprawdzać, sprawdzać i jeszcze raz sprawdzać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.